Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku recenzja

"Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky, czyli nowicjusz" Władysław Zdanowicz

Autor: @Zapiskispodpoduszki ·6 minut
2015-02-23
Skomentuj
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!
O Józefie Szwejku Jaroslava Haška usłyszałam po raz pierwszy jako dziecko, gdy razem z rodzicami obejrzałam film "Dobry wojak Szwejk" Karela Steklý’ego. W sumie to nawet nie wiem, dlaczego i po co ja wtedy ten film oglądałam. Po książkę Haška sięgnęłam już samodzielnie, jako nastolatka, gdy pochłaniałam wszystko, co znalazłam w lokalnej bibliotece, co nie znaczy, że jakoś dużo lepiej pojęłam sens przygód Szwejka niż miało to miejsce kilka lat wcześniej. Nigdy później nie miałam styczności z wojakiem Jego Cesarskiej Mości Franciszka Józefa K. Jakoś było mi z nim nie po drodze i możliwe, że czas to naprawić. Za to w pamięć wrył mi się obraz naiwnego, prostego człowieka, który w swoich opowiastkach odkrywa wszelkie przywary ludzkie, wytyka absurdalność sytuacji i zachowań. I choć czasami Józef Szwejk wydaje się być niegrzeszącym mądrością prowincjonalnym prostaczkiem to ja nigdy nie nazwałabym go głupim. On zwyczajnie widzi świat i ludzi takimi jakimi są naprawdę i nie boi się o tym powiedzieć na głos. Podobnie ma się rzecz z Piotrem Leńczykiem, głównym bohaterem książki "Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky, czyli nowicjusz" Władysława Zdanowicza.

Szeregowy Leńczyk wydaje się być pechowym szczęściarzem albo może raczej - fartownym pechowcem, bo co rusz przytrafia się mu jakieś nieszczęście, ale zawsze wychodzi z tego obronną ręką. Często to on jest sprawcą - całkowicie nieświadomym - należy dodać, mniejszych i większych katastrof i nieprzyjemności dotykających jego otoczenie i jego samego. W wyniku zbiegu okoliczności oraz zbieżności nazwisk, a także niefortunnego splotu wielu przypadków pechowy szeregowy trafia do Diwaniji, czyli Dywanowa na misję stabilizacyjną w Iraku. Oczywiście nikt nie chce wierzyć w opowiadane przez niego bajdy o zmianie tożsamości ani słyszeć o żadnej pomyłce, bo w wojsku pomyłek nie ma. Tyle, że z każdym kolejnym dniem pobytu na nieprzyjacielskiej ziemi, Piotr Leńczyk zdobywa dość szczególny rozgłos wśród żołnierskiej braci, a kolejni przełożeni zachodzą w głowę, jakim cudem taki ktoś mógł się im trafić i jak w ogóle uchował się w wojsku. Tymczasem szeregowy Leńczyk pogodził się już ze swoim losem i stara się zrobić wszystko by przeżyć, nawet nauczył się strzelać z otwartymi oczami. Niestety nadal nie nauczył się, że czasami lepiej jest nic nie mówić, szczególnie gdy ma się przed sobą kogoś wyższego stopniem, i że miłość do jedzenia może okazać się zgubna.

Przyznam się, że już dawno nie spędziłam tak wielu godzin nad lekturą parskając co trochę śmiechem. Główny bohater i jego przygody często mają gorzki posmak, są przerysowane, a do tego równocześnie śmieszą i trochę przerażają, a autorowi książki nie sposób odmówić umiejętności atrakcyjnego przedstawienia absurdów, z jakimi przyszło się zetknąć bohaterom "Misjonarzy z Dywanowa". Jakkolwiek perypetie tytułowych "misjonarzy" śmieszą, to w chwilę później przychodzi smutna refleksja, że skądś człowiek to wszystko zna. Korupcja, tumiwisizm, spychologia, manipulatorstwo, wazeliniarstwo, wszechobecna biurokracja, chęć dorobienia się kosztem stojących niżej w hierarchii itp.. Nie koniecznie trzeba od razu wstąpić do wojska, by zetknąć się z każdym z tych zjawisk. Czytając powieść Zdanowicza doszłam do wniosku, że mogę tylko dziękować, że mnie nie dane było zetknąć się z tym całym szaleństwem na własnej skórze, będąc w miejscu takim, jak jej bohaterowie, bo nie chciałabym, np. wylądować w samym środku działań wojennych z bronią bez amunicji albo musieć latać po całej bazie z jednego miejsca w drugie po to tylko, by zdobyć niezbędne podpisy na jakimś mało ważnym papierze, zamiast spokojnie przygotowywać się, czy zbierać niezbędne informacje do wyjazdu w teren... Żołnierska rzeczywistość opisana przez Władysława Zdanowicza wydaje się być bardzo realistyczną, szczególnie, że czytelnik poznaje ją z punktu widzenia zwykłych żołnierzy, których codzienne życie składa się z wypełniania rozkazów przełożonych - często bez sensu i stojących ze sobą w sprzeczności, prób sprostania wymogom biurokratycznym, które nijak nie przystają do wojennych warunków oraz przeżycia mimo idiotycznych przepisów wprowadzanych przez wierchuszkę, która z dala od niebezpieczeństw wymyśla coraz to nowe paragrafy. Czytelnik za pośrednictwem Zdanowicza może obserwować codzienne życie żołnierzy z kontyngentu pokojowego w Iraku. Armia przedstawiona przez Zdanowicza to przede wszystkim zbiorowisko przeróżnych, ale zupełnie prostych żołnierzy, dla których wojsko stało się domem i sposobem na życie, to oni wydają się być najważniejszą jej częścią. Oni i może jeszcze garstka rozgarniętych dowódców, którzy wiedzą, że wytycznymi z Ministerstwa to można sobie, co najwyżej tyłek podetrzeć. Autor unika patosu, który zazwyczaj razi mnie niemiłosiernie, np. w amerykańskich filmach, za to częstuje czytelnika dosadnym językiem, który idealnie pasuje do fabuły i bohaterów, więc co wrażliwsi mogą nie być zachwyceni ilością zawartych w książce wulgaryzmów i typowo męskiego dowcipu. Ja jednak nie wyobrażam sobie bandy facetów, z dala od normalnego świata, od bliskich, ściśniętych w bazie wojskowej, poddawanych codziennie przeróżnym naciskom i stresom i używających słownictwa rodem z kart powieści Jane Austen. W "Misjonarzach z Dywanowa" nie ma sztucznie wykreowanych superbohaterów, są zwykli żołnierze, którzy swoje zadania starają wykonywać się jak najlepiej, by wyjść cało z każdej sytuacji i równocześnie nie narażać się niepotrzebnie. To ludzie z krwi i kości, którzy zdają sobie sprawę, gdzie się znaleźli i po co tu przyjechali, nie zgrywają większych twardzieli niż trzeba, nie udają, że wojna i zabijanie ich nie rusza, ale też nie roztrząsają tego zbyt mocno. No, może poza Leńczykiem... Nie ma tu porywających akcji wypełnionych heroicznymi czynami, strzelaninami, romansami i łzawymi powrotami z patroli, za to jest skrzący się dowcip i słowne przepychanki, realizm sytuacji w krzywym zwierciadle. Zdanowicz odziera wojnę ze szlachetności wyzwolicieli niosących pokój.

Książka Władysława Zdanowicza przypomina mi, oprócz oczywiście Szwejka Haška, serial i film "M.A.S.H.", który choć opowiada o innej rzeczywistości, skupia się głównie na ludziach, którzy znaleźli się w ekstremalnych warunkach i zmuszeni są sobie radzić z tym, co zastali. Czytelnik ma, podobnie, jak w "M.A.S.H.", możliwość poznania nieoficjalnego życia w bazie, tego, które nie bywa ujmowane w raportach i nie jest pokazywane w telewizji; mam tu na myśli dobijanie wszelkiej maści interesów, handlowanie alkoholem i wyposażeniem wojskowym na lewo, czy prowadzenie małych wojenek przeciwko swoim rywalom. Nonsens goni nonsens i gdy człowiek myśli, że nie może być już bardziej niedorzecznie, okazuje się, że był w ogromnym błędzie. Wariactwo dopada go ze wzmożoną siłą. Zdanowicz świetnie operuje absurdalnym humorem i zgrabnie, pod płaszczykiem satyry, pokazuje bezsens, jaki panuje w armii i bezsens wojny. Pisarz w sposób lekki i prosty przedstawia czytelnikowi współczesny obraz Wojska Polskiego, doprawiając go dużą dawką ironii i satyry oraz sporą ilością wojskowej nomenklatury. Co ciekawe i ważne dla nieobeznanego z życiem żołnierskim czytelnika, a takim typem właśnie jestem ja, fachowe terminy w żaden sposób nie są męczące, nie powodują zagubienia, nie są zbędne, Władysław Zdanowicz podaje je w sposób przystępny i zrozumiały nawet dla największego laika. Przyznam się, że dla mnie było to, jak odkrywanie nowego niezwykłego świata i chłonęła to słownictwo jak gąbka :)

"Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku cz. 1 - Pinky, czyli nowicjusz" Władysława Zdanowicza, podobnie, jak wspomniane "Przygody dobrego wojaka Szwejka: i "M.A.S.H.", świetnie wpisuje się w nurt antywojenny, choć samej wojny jest tu niewiele. Humor, jak się okazuje, to bardzo dobry sposób na oswojenie nieprzyjaznego świata, na oswojenie lęku i sposób na uchronienie w sobie człowieczeństwa. To także idealny sposób, by przybliżyć czytelnikowi, skądinąd mało znany, obraz misji polskich żołnierzy w Iraku. A ja się cieszę, że Władysław Zdanowicz popełnił tą książkę (jak i pozostałe tomy o "misjonarzach") i dane mi było poznać tajemniczego rowerzystę, którego pojawienie się wywołuje panikę, chaos i lokalne walki, reguły rządzące szpitalem polowym, przykazania magazynowe, czy zachwycającą anatomię żołnierza po żołniersku. Polecam Wam sięgnąć po tą pozycję!

Moja ocena:

Data przeczytania: 2015-02-23
Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku
Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku
Władysław Zdanowicz
9.3/10

Misja polskich żołnierzy z pozycji zwykłych żołnierzy, a nie wyższych oficerow siedzących za biurkiem i wysyłających na akcję nie podnosząc czterech liter z za biurek. Prawdziwa akcja, prawdziwe słown...

Komentarze
Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku
Misjonarze z Dywanowa. Polski Szwejk na misji w Iraku
Władysław Zdanowicz
9.3/10
Misja polskich żołnierzy z pozycji zwykłych żołnierzy, a nie wyższych oficerow siedzących za biurkiem i wysyłających na akcję nie podnosząc czterech liter z za biurek. Prawdziwa akcja, prawdziwe słown...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

"Jak już ktoś kiedyś powiedział czy nawet napisał – broń ma zapach ziemi. Może dlatego, że każda jej część została z niej wyrwana, wytopiona, przekształcona i wtłoczona w część urządzenia, które pows...

@WioletaSadowska @WioletaSadowska

Pozostałe recenzje @Zapiskispodpoduszki

Arlin
"Arlin" Adrian Atamańczuk

"To zdumiewające, gdy uzmysłowimy sobie, jak jeden epizod, owe "w tym miejscu o tym czasie", może wpłynąć na całe nasze życie. Ba, może nawet niejako wypchnąć nas poza to...

Recenzja książki Arlin
Sopot 1939. Starcie wywiadów
"Sopot 1939. Starcie wywiadów. Miłość i wojna" Zofia i Jan Puszkarow

W lipcu 1939 r. do portu w Gdyni zawinął luksusowy i nowoczesny statek pasażerski MS Piłsudski. Na swoim pokładzie przywiózł do Polski m.in. młode małżeństwo, Martę i Mak...

Recenzja książki Sopot 1939. Starcie wywiadów

Nowe recenzje

Tylko dobre wiadomości
Z optymizmem patrzeć w przyszłość
@Moncia_Pocz...:

Już dość dawno nie sięgałam po książki Agnieszki Krawczyk, choć kiedyś czytywałam je systematycznie. Postanowiłam nadro...

Recenzja książki Tylko dobre wiadomości
Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Jestem oczarowana
@stos_ksiazek:

Ależ wyciągnęłam się w tę książkę. Po prostu przepadałam! Nie spodziewałam się, że „Pomiędzy wiarą a przekleństwem” Joa...

Recenzja książki Pomiędzy wiarą a przekleństwem
Wegetarianka
Od wegetarianizmu do choroby psychicznej
@sweet_emily...:

Miałam się zachwycić, a pozostał niesmak, rozdrażnienie i ścisk w żołądku. Podjęcie decyzji, aby zostać wegetarianką w...

Recenzja książki Wegetarianka