Niewielkie, ale urokliwe Port Moody położone nieopodal Vancouver w Kanadzie skusiło mnie jesienią na tyle mocno, że postanowiłam spędzić tam święta zagłębiając się w historię Abigail Sharpe i Logana - bohaterów powieści "Święta w Port Moody". Teraz, u progu lata, duet autorski Ewelina Nawara i Małgorzata Fałkowska ponownie zabiera swoich czytelników do tego klimatycznego miejsca w najnowszej książce "Wakacje w Port Moody". Powieść miała swoją premierę przed dwoma dniami, więc z pewnością bez trudu odnajdziecie ją w księgarniach. Nastrojowa, wakacyjna okładka zachęca do przeczytania historii Huntera Greya, wrażliwego i szarmanckiego faceta, strażaka, który od zawsze związany jest z tym wyjątkowym górskim miasteczkiem...
Hunt przez lata darzył Abi platonicznym uczuciem, o czym możemy przeczytać w świątecznej opowieści. Dziewczyna wybrała jednak Logana - jego kuzyna i przyjaciela. Teraz, po ich ślubie Hunter musi odreagować i pogodzić się z faktem, że Abigail nigdy nie będzie jego kobietą. Jedzie do Vancouver, gdzie w miejscowym barze poznaje Caroline Jericho - spontaniczną i nieszczęśliwą dziewczynę, która właśnie odkryła zdradę swojego byłego już chłopaka. W ten sposób ścieżki obojga łączą się, a przypadkowe spotkanie na jedną noc ma swoje daleko posunięte konsekwencje...
Przyznaję, że bardzo chętnie powróciłam do Port Moody - klimatycznego miasteczka, gdzie mieszkają uroczy ludzie, uczynni, sympatyczni i bardzo rodzinni. Miałam okazję poznać ich już wcześniej przy okazji świąt spędzanych w tymże miejscu i wiedziałam, że ponowne odwiedziny u Abi, Logana, Josha, Lily, Emmy, czy Billego pozostawią po sobie ciekawe wrażenia. Wydarzenia opisane w powieści to właściwie czysta sielanka, a Hunter zdaje się być nadzwyczajnym mężczyzną, chodzącym ideałem, rycerzem na białym koniu o jakim marzy każda młoda kobieta. A Caroline ma to szczęście, że to właśnie ona go spotkała. Od bohaterów bije czyste dobro, życzliwość i empatia i te wszystkie pozytywne uczucia udzielają się nam, czytelnikom. Jesteśmy w stanie poczuć je i ich doświadczyć. Dlatego też opowieść ma w sobie tyle optymizmu i pozwala się prawdziwie zrelaksować.
Cieszę się, że autorki ograniczyły wulgarne wystawki, które raziły mnie trochę w świątecznej opowieści o Port Moody. Tym razem "łacina" była bardziej wyważona, zwroty delikatniejsze i przede wszystkim użyte w uzasadnionych sytuacjach, w których spełniały swoje zadanie.
Druga wizyta w Port Moody chyba jeszcze bardziej mi się podobała. Choć muszę przyznać, że momentami historia była dla mnie zbyt sielska i cukierkowa, przez co trochę zatracała swój realizm.
Oczekiwałam nieco więcej życiowych problemów, miałam nadzieję, że były chłopak CJ jakoś bardziej zaznaczy swoją niepożądaną obecność i mocniej "namiesza" w idealnym związku Huntera i Caroline, podobnie jak jej rozczarowani i niezadowoleni rodzice. Nie było też żadnych zaskakujących momentów, dzięki którym książka byłaby jeszcze lepsza.
Ewelina Nawara i Małgorzata Fałkowska tworzą świetny duet, piszą naprawdę ciekawe i dobrze skonstruowane opowieści. Ich książki są przemyślane i dopracowane w każdym calu. Myślę, że łączenie w całość dwóch wizji danej historii nie jest łatwą sprawą, bo na pewno każda z pań jakoś inaczej wyobrażała sobie kolejne wydarzenia. Taka wspólna praca wymaga jeszcze większej staranności jeśli chodzi o wszystkie szczegóły i detale. A paniom się to naprawdę udało.
Bardzo się cieszę, że wizyta w Port Moody dostarcza tylu interesujących wrażeń. Być może pozostanie też w pamięci na nieco dłużej. Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli wrócić ponownie do małego miasteczka nieopodal Vancouver, aby poznać na przykład historię Madison i Josha. Chciałabym, aby autorki wzięły ten pomysł pod rozwagę.