Seria „Babie lato” już od dłuższego czasu cieszy się dużym zainteresowaniem i zdobyła serca wielu czytelniczek. W ramach tej serii wydawane są pełne życia, optymistyczne powieści o współczesnych kobietach. Jedną z takich książek jest „Ballada o ciotce Matyldzie” Magdaleny Witkiewicz, która swego czasu zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją wnikliwą i przejmującą „Opowieścią niewiernej”. Bardzo byłam ciekawa, jak sprawdzi się w zdecydowanie bardziej optymistycznej tematyce. Możecie sobie więc wyobrazić moje zaskoczenie, gdy przeczytałam pierwsze zdanie:
„Wszystko zaczęło się od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć”.
Czy rozpoczynająca się śmiercią powieść może napawać mnie optymizmem? Okazało się że tak. W zdaniu należy zwrócić uwagę na bardzo istotne słowo „postanowiła”. Ciotka Matylda jest osobą, która ma za sobą udane życie, czuje się spełniona i jest gotowa na kolejny etap. Zabiera ze sobą kota, bo przecież nie mogłaby go opuścić, bez niej na pewno byłby bardzo nieszczęśliwy. Zostawia jednak Joannę bo wierzy, że jest dość silna by samodzielnie przedzierać się przez życie, w którym czeka ją jeszcze wiele dobrego.
Sama Joanna niekoniecznie podziela zdanie ciotki. Choć jest mężatką, jej życie wypełnia samotność i tęsknota za mężem, który gdzieś daleko prowadzi badania naukowe. To nie on a ciotka Matylda wspiera ją, gdy Joanna zachodzi w ciążę. To ciotka dzieli jej radości i smutki, wpiera ją radą i czynem. Śmierć tak bliskiej sercu krewnej jest bardzo bolesna i niestety to dopiero pierwsza z ciemnych chmur nad głową kobiety, która zapowiada wielką burzę. Trudno powiedzieć, jak potoczyłoby się życie Joanny, gdyby Matylda za życia nie zadbała o to, by gdy już jej zabraknie, ktoś inny czuwał nad jej losem młodej kobiety. Zupełnie niespodziewanie zsyła Joannie na głowę dwóch osiłków, właścicieli pewnego biznesu, który w 20 procentach przypada teraz również i jej. Rozpoczyna się bardzo intensywny okres, w którym Joanna pozna smak głębokiego zawodu, wartość prawdziwej przyjaźni, nauczy się walczyć o siebie, swoje marzenia. Zrozumie co w życiu jest dla niej najważniejsze...
„Ballada o ciotce Matyldzie” to jedna z tych książek, do których podeszłam z typowym sceptycyzmem, by już po kilku minutach nie być w stanie odłożyć jej na półkę. Jest ona dla mnie doskonałym przykładem na to, że można pisać książki pełne optymizmu i nadziei a przy tym na tyle autentyczne, że nie marnuję czasu na rozstrząsanie detali, a skupiam się na przyjemności czytania. Ciotka Matylda, choć na dobrą sprawę występująca już tylko we wspomnieniach, skradła moje serce. To ten typ kobiety, która mocno stąpa po ziemi ale potrafi dostrzec dobre strony życia. Nie musi ze wszystkim się zgadzać lecz zawsze jest gotowa poznać opinię nowego człowieka. Jest otwarta na ludzi, potrafi cieszyć się nawet najmniejszymi drobnostkami. Zachowała w sobie coś z młodzieńczego szaleństwa, co sprawia, że nie boi się podejmować ryzyka. Potrafi wzbudzić w drugiej osobie przeświadczenie, że stać ją na wiele i jeśli nie zabraknie jej determinacji i wiary we własne możliwości, wszystko jest możliwe.
Właściwie większość bohaterów książki napawa czytelnika optymizmem. Każdy z nich jest inny. Jeden założył już rodzinę, inny nie ma szczęścia w miłości, są tacy, którzy finansowo dobrze się już zabezpieczyli, inni dopiero szukają podobnej materialnej stabilizacji. To co jednak ich łączy to duża sympatia i otwartość w stosunku do drugiego człowieka. Bezinteresowna dobroć wywołuje dobroć i w ten oto sposób rodzą się kolejne wspaniałe przyjaźnie, a czytelnik wprost marzy, by choć przez chwilkę znaleźć się wśród równie życzliwych osób. Książka napełnia nadzieją na to, że nawet jeśli czasem przez nasze życie przechodzi burza, z czasem znów zobaczymy słońce. To nie tak, że w życiu wszystko zawsze się udaje, wcześniej czy później każdy napotyka trudności. Ważne jednak by się nie poddawać, nie załamywać rąk i walczyć o własne szczęście. Bardzo podoba mi się również bardzo mądre i dojrzałe podejście do śmierci. Przemijanie jest nieuchronną częścią naszego istnienia. Życie w zgodzie z tą prawdą nie jest łatwe, jednak warto o tym pamiętać. Być może z czasem nauczymy się nie obawiać tego dnia i może bardziej doceniać dzień dzisiejszy.
„Ballada o ciotce Matyldzie” to książka, którą praktycznie nie przeczytałam a połknęłam, po czym miałam ochotę zawołać „Poproszę o dokładkę!”. Ciepła, pozytywna, mądra, zachęcam do lektury wszystkie fanki i fanów tego gatunku. A sama z niecierpliwością czekam na chwilę, gdy poznam autorkę w kolejnych wcieleniach: zarówno w tym dla młodszych czytelników, jak w tym wyłącznie dla dorosłych :-)