Bracia Grimm, duet, który zna każdy. Nieśmiertelni i jakże wspaniali. Czarują baśniami, otumaniają, sprawiają, że człowiek odpoczywa, budzi w sobie uśpione dziecko i zaczyna marzyć. Baśnie stanowią ucztę wyobraźni. Żebrak, król, podstępny las, wąż... W tych bajkach jest wszystko. I zawsze dobro staje w kontrze ze złem, a kłamstwo naprzeciw prawdy. Te baśnie są nabuzowane morałami, pouczeniami i przestrogami, które – co zauważam – mogą być drogowskazami. Wystarczy poszukać w nich innego znaczenia, postawić sobie odpowiednie pytania w nawiązaniu do treści i okazuje się, że bracia Grimm to autorzy przewodników lub poradników psychologicznych. Nie trzeba ich pisania odbierać w sposób jednoznaczny. Bajki i baśnie są dla dzieci, ale dorośli odnajdą w nich piękno i dojrzałość. Jakąś uniwersalność, którą skrywa też „Pinokio”, czy „Mały Książę”.
W tym wydaniu mamy tylko (wielka szkoda) cztery baśnie: „Królewna Śnieżka”, „Biedny i bogaty”, „Bajka o złotym ptaku”, „Biały wąż”. Piękne, malownicze i głębokie z niesamowitymi rysunkami Surena Vardianana (tego samego rysownika, co w „Zezi, Gilerze i Oczarze” Agnieszki Chylińskiej). Obrazki przyciagają wzrok, sprawiają, że zatrzymujesz się i oglądasz te pełne detali szkice. Uśmiechasz się do stron baśni i najgorsze jest to, że jest ich tylko cztery. Cztery to mało, myślisz, to namiastka, która pobudza apetyt na więcej. I świadomość, że są następne, że baśni jest wiele i można je czytać i czytać, i że po skończeniu wracać znowu na początek i ponownie zaczynać ucztę baśniową... To jest piękne. I nawet jeśli to wydanie baśni pozostawi niedosyt, to świadomość istnienia wielu innych historii staje się miodem na serce każdego książko-maniaka.
Grimmowie musieli dorastać w środowisku przepełnionym baśniami i magią, gdzie gadające ludzkim głosem zwierzęta egzystują obok ludzi, a człowiek zawsze pragnie bogactwa, aniżeli zdrowia. Ich aurę tworzyli królowie, ich piękne córki, przyjazne lasy i dobre drzewa, na których wiatr wygrywał swą zieloną muzykę. Ich dom musiał być wyjątkowy. Wyobrażam sobie, że być ciepły i przyjazny, jak palący się kominek w ciemnym pokoju, w którym zbierają się co wieczór wszyscy domownicy i jedno z nich snuje opowiadania. Tak się chyba rodzą baśnie.