Jak przystało na mola książkowego uwielbiam biblioteki - ich klimat , ciszę , zapach książek , regały pełne lektur , które wprost "machają" okładkami ,aby je wypożyczyć i zagłębić się w nich . Ale przecież biblioteka to też miejsce pracy , w którym zwykle dominują kobiety . Pani Rudzka w swojej powieści bez ogródek , upiększeń i literackiej fikcji ukazuje realia działalności dwóch filii bibliotecznych oraz centrali . No i tak różowo to nie wygląda . Bo i u tu obowiązują układy ,znajomości , intrygi i kucia przeciw sobie .A sama praca nie jest spokojną i miłą. Przyczyniają się do tego nie tylko konfliktowe koleżanki , ale i upierdliwi czytelnicy .
Właściwie to książka nie ma głównej bohaterki i jednego sposobu narracji. Rzeczywistość poznajemy z perspektywy wielu osób pracujących w bibliotece , ale książka szczególnie skupia się na losach pewnej pani , która nie jest już pierwszej młodości.Żywia - co za nietypowe imię - szuka pracy .Jej zdrowie nie jest najlepsze ,ale ze względu na wcześniejsze doświadczenie zawodowe upiera się znów zostać bibliotekarką . Do chwili podpisania umowy o pracę przechodzi drogę przez mękę . Nie łatwo jest dogadać się z kompletnie niekomunikatywnym dyrektorem Maksem Traciukiem . No ale wielomiesięczne zabiegi kończą się sukcesem . Żywia podejmuje pracę w filli nr 32. I tu zaczyna przygodę z "przeuroczymi " koleżankami , poznaje czytelników i realia pracy w bibliotece rodem z wolnej RP . Jej wizyta w Anglii u córki pokazuje jak bardzo nasze przybytki książek są zacofane - brakuje pieniędzy ,komputerów , a nawet czystego ręcznika .
Zachęcam Was do prześledzenia kariery bibliotecznej Żywii , poznania oryginalnego środowiska zawodowego . To nie jest powieść wyższych lotów , ale bardzo realistyczny obraz współczesnej rzeczywistości .Przecież często się tak właśnie zdarza ,że trafimy na niedouczoną panią za biurkiem , która nie grzeszy wiedzą z literatury i która czuje się ,że jest w pracy jakby za karę . Powieść jest szczera i jak najbardziej realna. A same postacie - ech ja bym stroniła od takich koleżanek . Czytałam lekturę i śmiałam się z próżności bibliotekarek , dziwności niektórych czytelników i idiotyzmu składanych skarg . Czego to ludzie nie wymyślą ?! Nie spodobało mi się krytykowanie gustu czytelników , zwłaszcza książek Coelho - nie jest to w dobrym tonie ,aby kogoś w pewnym stopniu poniżać i wyśmiewać za to co czyta , podobnie jak za to co słucha czy ogląda . Nie wiem czym w oczach autorki zasłużył sobie autor Alchemika na porównanie jego twórczości do gotowego dania z hipermarketu . Sądzę ,że wielu z czytelników może nie za dobrze ocenić powieść i zarzucić jej prymitywizm bohaterek , ale myślę ,że autorce najbardziej chodziło o jakby groteskę funkcjonowania bibliotek i troszkę może przerysowany obraz bibliotekarek . W końcu nie wszędzie tak jest .Osobiście lektura mnie wciągnęła i żałowałam ,że nie ma więcej stron . Cóż po prostu przekonajcie się sami i oceńcie !