Richard Paul Evans to autor znany chyba każdej miłośniczce literatury kobiecej. Jak to się dzieje, że mężczyzna potrafi pisać tak poruszające i piękne historię? Nie mam pojęcia, ale kolejna z jego powieści dowodzi, że Amerykanin wciąż nie wychodzi z formy.
Christine planuje swój ślub. Jest perfekcjonistką w każdym calu, dlatego czytelnika nawet nie dziwi fakt, że jej narzeczony odwołuje całe zamieszanie tuż przed ceremonią. Paul to lekarz, któremu w jeden dzień umiera dwóch pacjentów, a rozwścieczone rodziny wytaczają dwa procesy. Dwoje młodych ludzi, których życie pokonało już na starcie w dorosłość odnajduje się w słonecznym Peru, najpierw na ulicy, potem w swoistym domu dziecka. Łączy ich miłość do dzieci i chęć niesienia pomocy. Dzielą ich nieszczęśliwe doznania z przeszłości, oraz instynk samozachowawczy, który utrudnia powtórne zaufanie.
Niby motyw oklepany. Niby zakończenie przewidywalne, ale uwierzcie, że urok pióra Evansa naprawdę działa. Książkę czyta się niesamowicie szybko. Za dowód niech posłuży fakt, że ja przeczytałam ją prawie za jednym zamachem, a w życiu miałam takich książek zaledwie kilka. Zarwałam noc, ale musiałam się dowiedzieć co znajduje się na ostatniej kartce. Zawrotne tempo akcji sprawia, że nie ma mowy o “flakach z olejem”. Nawet opisy historycznych peruwiańskich świątyń, czy zapomnianych cywilizacji nie nudzą. Wręcz przeciwnie. Zazdrościłam, że nie towarzyszę Christine w jej pasjonującej wyprawie.
Muszę odeprzeć argument, który nasuwa się często sceptykom twórczości Amerykanina. Książka nie jest przewidywalna, a nawet, dla mnie, nie jest to książka o miłości damsko-męskiej. Evans podaje nam serca bohaterów jak na dłoni. Pokazuje jak można się poświęcić, co zrobić dla drugiego człowieka. Autor ukazuje peruwiańską ulicę z całą brutalnością dorosłych, którzy z jednej strony wyrzucają niechciane dzieci, a z drugiej kradną dziewczynki, by sprzedawać je turystom. Handel żywym towarem, kradzieże i nadużycia kwitną, ale to nie powód by się poddać i przestać walczyć o lepsze jutro.
Proste słownictwo, duże nagromadzenie epitetów i dialogów sprawiają, że książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Dodatkowym atutem “Bliżej Słońca” są hiszpańskie zwroty, które można potraktować jako mały sprawdzian dla początkujących, tłumacząc samodzielnie bez zerkania pod odpowiednią gwiazdkę u dołu strony.
Poraz kolejny pozostaję pod wrażeniem umiejętności literackich Richarda Paula Evansa. To już druga książka tego autora, w której we wstępie wyjaśnia on jak doszło do jego spotkania z bohaterami i jak uzyskał zgodę na publikację ich historii. Nie wiem jak to się dzieje, że Evans trafia na takich ludzi, ale cieszę się, że dzięki tym spotkaniom miliony ludzi na całym świecie uśmiecha się nad kartkami papieru i odzyskuje nadzieję na lepsze jutro.
Na zakończenie powiem, że literatura Evansa to nie “babskie czytadła”. W mojej ocenie jest to bardzo subtelna literatura kobieca, która nie ma nic wspólnego z romansem. Dlatego polecam “Bliżej Słońca” wszystkim, bez względu na płeć, którzy kochają dobre książki.