Będąc na fali samych przecudownych książek, trafiłam na kolejną powieść Julii Biel z serii "To nie jest, do diabła, love story", jednak o… tajemniczym dopisku “Skin deep”. Nie ukrywam, że sięgając po nią, o fabule nie wiedziałam nic, ale jako fanka autorki byłam kupiona od samego początku.
Czy niesłusznie? Czy nastąpiło bolesne rozczarowanie?
Tym razem odstawimy na bok Jonasza i Ellę, bohaterów dwóch pierwszych tomów, a skupimy się na Weronice - siostrze Jonasza, której dzieciństwo pozostawiło po sobie blizny utrudniające życie nawet po wielu latach. Kiedy zostaje zaatakowana przez dwójkę bezdomnych, trafia na Alexa - chłopaka naznaczonego przez przeszłość równie dotkliwie jak ona i pełnego tajemnic.
Od razu wiadomo, że konsekwencje tego spotkania to będzie wybuchowa mieszanka.
Początkowo gdy zaczęłam czytać o losach innych bohaterów, zatęskniłam za Jonaszem i Ellą, szczególnie, że autorka zostawiła nas w takim miejscu, że po zakończeniu czytania książki moim pierwszym pytaniem było “Ok. To gdzie trzeci tom?”. Jednak bardzo szybko - a im dalej tym bardziej - zakochiwałam się w nowych bohaterach. Zarówno Wera, jak i Alex są postaciami świetnie wykreowanymi, z prawdziwą głębią, a relacje między nimi są realistyczny i intrygujące. Wiadomości i maile cały czas utrzymane są w żartobliwym tonie, który wielokrotnie wywoływał na mojej twarzy uśmiech.
Jednak nie jest to książka, która krąży tylko wokół romansu i żarcików. Autorka dotyka delikatnego tematu, jakim są blizny oraz to, że mimo iż pozornie niewidoczne, mogą w ogromnym stopniu wpływać na codziennie życie, kontakt międzyludzki, pewność siebie czy poczucie bezpieczeństwa. Nieco w formie terapii pojawia się motyw tatuaży i zakrywanie blizn tuszem, aby dać sobie szansę na inne życie. I choć pozornie dla osoby z boku mogą to wydawać się trywialne problemy (w końcu te blizny nie utrudniają życia, nie sprawiają bólu lub można je zakryć ubraniami), to w rzeczywistości nie możemy nigdy wczuć się w sytuacje innego człowieka i wiedzieć, jak my byśmy zareagowali na jego miejscu. Dodatkowo, mamy tutaj młodą dziewiętnastoletnią dziewczynę, żyjącą w czasach, gdzie co drugie zdjęcie na Instagramie jest roznegliżowane, “fotoszopowane”, gdzie istnieje pewien kanon piękna, i bardzo łatwo tutaj o kompleksy czy zagrożenie poczucia własnej wartości, nawet bez blizn na ciele. Oczywiście, nie jest to koniec świata, ale każdy musi mierzyć się ze swoimi własnymi demonami i dla każdego "koniec świata" zaczyna i kończy się w innym miejscu.
Jeśli chodzi o styl, nic tutaj od pierwszego tomu nie zmieniło się. Cały czas jest na świetnym poziomie, przez książkę po prostu się płynie. Na duży plus zasługuję fabuła, w której naprawdę dzieje się ogromnie dużo i nie było ani momentu, żebym nudziła się czy nawet czuła lekkie zmęczenie. Chociaż nie ukrywam, ciągnęło mnie do końca i byłam ciekawa jak to się skończy, więc niestety miało to wpływ na to, że książkę przeczytałam za szybko. I teraz czuję niedosyt...
Pomimo, że pierwotnie czułam pewne rozczarowanie, że nie powróciliśmy do losów Jonasza i Elli, teraz jestem z tego powodu niezwykle zadowolona. "Skin deep" podobał mi się jeszcze bardziej niż poprzednie części! Bardzo przypadł mi do gustu pomysł stworzenia powieści z perspektywy innych bohaterów i nie mogę się doczekać, aby poznać losy kolejnych postaci!