„Nigdy nie ma odpowiednie pory na podejmowanie ryzykownych decyzji. Życie przepływa nam między palcami, a my tylko rozglądamy się dookoła, stawiając ostrożnie kroki. A potem żałujemy, że tak wiele chwil zaminowaliśmy”.
„Życie to nie jest piosenka składająca się tylko z przyjemnych rytmów. Bywają zgrzyty i fałsze. Głośne i poważne”.
Twórczość Weroniki Tomali miałam przyjemność poznać za sprawą kilku poprzednich książek autorki i do tej pory to „Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc” była moją ulubioną powieścią – specjalnie piszę była – ponieważ niezaprzeczalnie „Cały jestem twój” właśnie zdobył pierwsze miejsce na podium!
Na naszym rynku wydawniczym brakuje takich powieści. Choć pojawiają się, to jest ich naprawdę mało, a z pewnością historia taka jak ta – niezwykle życiowa, sprawia, że budzi w człowieku wiele emocji.
„Cały jestem twój” to niezwykle piękna, ale też trudna opowieść.
Lilianna doskonale poznała smak odrzucenia. Porzucona przez rodziców, którzy nie chcieli mieć z nią nic wspólnego, wychowywana była przez dziadka, który jak mógł, starał się zastąpić jej opiekunów. To właśnie on zaraził ją miłością do koni, a dzięki temu, po jego śmierci i wyprowadzce z rodzinnej miejscowości trafia na ranczo Wilczyńskich – na którym podejmuję się pracy w stajni.
To właśnie tam poznaje Doriana – właściciela, który mieszka wraz z matką i narzeczoną na ranczu.
Choć mężczyzna wzbudza w niej zainteresowanie, to jednocześnie jest poza jej zasięgiem. Przed Lilianną trudne chwile, w których miłość do koni miesza się z walką o własne szczęście. I choć nauczyła się, że musi być twarda, to nie od wszystkich ran, można się uchronić..
***
Wiecie, zaczynając czytać „Cały jestem twój” i patrząc na to, na czym opiera się fabuła tej historii, byłam pewna, że to coś dla mnie i, że na pewno mi się spodoba. Nie wiedziałam jednak, że aż tak mnie ta powieść, poruszy.
Weronika Tomala przelała w tę powieść naprawdę wiele emocji. Obsadzając fabułę na ranczu, wśród koni i pięknej przyrody nadała jej swojskości, ale też uroku. Jednak opowieść bohaterów nie okazała się tak lekka, jak sądziłam.
Nigdy nie jest mi łatwo czytać o kimś, kto jest „inny”. Takie tematy wyzwalają we mnie emocje, które ciężko okiełznać. Połączenie porzucenia jako dziecko, z trudem życia, jakie musi znosić Lilianna, sprawiało, że mój żołądek ściskał się z przejęcia, a ja ciągle miałam z tyłu głowy myśl, jakie to życie bywa niesprawiedliwe.
Mimo to ciągle też czułam nadzieję – że przecież, każdy w końcu zasługuje na szczęście. Czy Dorian miałby być tym, kto zmieni życie Lilanny? Tego nie byłam pewna – bo to bohater, do którego czułam naprawdę mieszane uczucia.
Patrząc na tą historię jako całokształt, jestem naprawdę poruszona i zachwycona opowieścią bohaterów. Dla mnie „Cały jestem twój” to, życiowa, cudowna i pełna emocji historia, która rozgrzeje nie jedno serce.
Czy to koniec tej opowieści? Tego nie jestem pewna, bo choć ostatecznie dostałam swój finał, to jednak epilog sprawia, że nachodzą mnie myśli, o tym, że jeszcze wiele może się tam wydarzyć.
Słowem zakończenia, nie pozostaje mi nic innego, jak wam tę książkę bardzo polecić! Mam nadzieje, że opowieść Lilianny i Doriana dostarczy wam równie wiele wrażeń.