„Bywa, że czasem najtrudniejsze wybory są tymi najlepszymi”.
„(…)z miłością nie można na siłę. Albo jest, albo jej nie ma”.
Wiecie, co zawsze sprawia mi największą radość? Obserwowanie tego, jak przy każdej kolejnej książce autor się rozwija. Nie trudno zauważyć, że są tacy autorzy, którzy wyciągają wnioski z opinii czytelników, ale też sami dążą do coraz lepszego poziomu pisania.
Taką właśnie osobą w mojej ocenie jest właśnie Liliana Więcek. Pierwszy tom serii „Góralka i mafioso” był bardzo dobry, drugi jeszcze lepszy, ale trzeci? O mamusiu.. Mam wrażenie, że autorka przeszła samą siebie, bo to, co ta książka zrobiła z moją głową i przede wszystkim z moim sercem jest ciężkie do opisania.
Nie od dziś wiadomo, że to właśnie te trudne chwile w życiu bohaterów zawsze dostarczają czytelnikom najwięcej emocji. Takie chwile sprawiają, że masz ochotę rzucić książką o ścianę, albo porządnie nakrzyczeć na autorkę - a takich właśnie chwil w tej książce zdecydowanie nie brakuję.
Czasami wręcz miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy, myśląc”: ile jeszcze? Ile złego, strasznego i bolesnego musi się wydarzyć, by w końcu było dobrze? Mam wrażenie, że autorka dobrze przemyślała sobie to, w którym momencie zwalić na nas bombę. Czytasz, nic nie zapowiada katastrofy, a tu nagle bach – i nie wierzysz w to, co się dzieje.
Majka i Michael to bohaterowie, którzy od pierwszego tomu mają wyjątkowe miejsce w moim sercu. Nic więc w tym dziwnego, że bardzo im kibicowałam, i bolały mnie chwile, w których brak szczerej rozmowy, pociągnął za sobą tyle niepotrzebnych konsekwencji. Bolało mnie to – cholernie mocno, a jeśli dołączyć do tego moja wściekłość na pewnego pana o imieniu Jack, to miałam wręcz ochotę odłożyć na bok tę książkę i jej nie czytać, nie mogąc uwierzyć w to, co tam się wyprawia! Tylko że pewnie każdy z was wie, jak to jest, gdy złościsz się, pociągasz nosem z bezsilności, ale jednak nie jesteś w stanie odłożyć powieści na bok, póki nie dowiesz się, jakie ostatecznie będzie jej zakończenie.
Nie mam wątpliwości, że Liliana Więcek włożyła w tę książkę naprawdę wiele pracy. „Czarne i czarne” to opowieść pełna emocji, taka o której myśli się w przerwie w czytaniu. Nieodkładana – warta tego, by zarwać dla niej noc.
Takich romansów mafijnych mi trzeba – nieszablonowych, przemyślanych, zaskakujących – takich, po których mam kaca książkowego, a choć boli mnie serce i ciężko pogodzić mi się z niektórymi wydarzeniami, to jednak nie zmieniłabym w niej nic – bo właśnie w takiej formie, dostarczyła mi tak wielu wrażeń.
Jeśli więc jeszcze jakimś cudem nie poznaliście historii Majki – musicie to koniecznie zmienić! Cieszę się ogromnie, że miałam okazję towarzyszyć bohaterom w ich drodze, a teraz czekam z niecierpliwością na Jacka – coś czuję, że ten, to dopiero da mi popalić!
Całym serce POLECAM!