Znów odkryłam dobrego pisarza, znów miałam okazję przeczytać jędrną, żywotną powieść za sprawą Ziemowita Szczerka i jego „Chama z kulą w głowie”. Świetna proza, którą od razu na wstępie polecam wszystkim, którzy lubią dynamiczną akcję, ironiczny i czarny humor, trochę kryminału, a trochę refleksji o społeczeństwie, jak i alternatywną historię świata.
Jest mi trudno uporządkować myśli o tej książce, tak wiele spraw chciałabym poruszyć w tej mojej opinii. Teoretycznie jest to powieść kryminalna, w której Franciszek Kary, detektyw niestroniący od alkoholu i narkotyków, próbuje odkryć, kto stoi za morderstwami, do jakich niemal codziennie dochodzi w Warszawie i innych miejscach. Tropy prowadzą do tajnego stowarzyszenia, z którym nasz główny bohater miał do czynienia w przeszłości. W całej tej tajemniczej sprawie to niejedyny wątek osobisty, jaki prawdopodobnie łączy naszego detektywa ze sprawą Kuby Hieroglifa, jak nazwano okrutnego mordercę. Uchylam tylko rąbek tajemnicy, żeby nie zepsuć przyjemności czytania.
Czytając książkę odniosłam jednak wrażenie, że wątek kryminalny jest najmniej ważny. Stanowi tylko pretekst do opowiadania o Polsce. Jak wyglądałaby sytuacja w kraju, gdyby nie doszło do II wojny światowej? W rzeczywistości Szczerka Hitler zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku tuż po ataku na Polskę, wojna potoczyła się zupełnie innymi torami. Państwo polskie boryka się wobec tego z całkiem odmiennymi problemami od tych, które dotknęły nas w jej rezultacie – mniejszość ukraińska domaga się suwerenności, zachodni sojusznicy poprzez ultimatum grożące wystąpieniem zbrojnym domagają się uznania praw Ukraińców, a ulice pełne są nielubianych Żydów. Trudno się zorientować, że akcja powieści toczy się współcześnie, autor umiejętnie ukrył ten fakt, dając jednak nieoczywiste wskazówki, wymyślone na nowo nazwy dla urządzeń używanych dziś powszechnie.
Najważniejszą treścią tej książki wydaje się rozprawienie z naszą polskością, ukazanie naszych kompleksów, mitów, przekonań, przez które jesteśmy takimi Polakami, jakimi jesteśmy. Szlachta i chłopstwo, Polacy i inne narodowości – Żydzi, Ukraińcy, społeczności zachodnie, przekonanie o szczególnej misji, jaką nam powierzono. Wszystko to podane w konwencji czarnej komedii, groteski, hiperboli.
Główny bohater, detektyw Franciszek Kary jest tutaj postacią niejednoznaczną. Burzliwa przeszłość, przez którą nie może znaleźć swojego miejsca na świecie, swojej tożsamości, wiejskie pochodzenie nie ułatwia mu zagnieżdżenia się w warszawskiej rzeczywistości. Jako dziecko narodzone z gwałtu od samego początku budził skrajne uczucia, zwykle dalekie od przyjacielskich, Ani w siłach specjalnych, w których służył, ani u wywrotowców nie wzbudza zaufania, jest wręcz uważany za zdrajcę. Pozostaje więc samotnikiem, który nie szuka przyjaźni, choć docenia lojalność. Potrafi być mordercą, nie cofa się przed pozbawianiem życia, nie zgadza się jednak na śmierć przypadkową, bezsensowną, rytualną. Podąża więc tropem Kuby Hieroglifa, by odkryć, że sprawa ta ma dla niego bardziej osobisty wymiar, niż kiedykolwiek przypuszczał.
Ziemowit Szczerek stworzył groteskowy świat z niebanalnymi postaciami, a obcowanie z nimi było dla mnie niesamowitą przyjemnością, wciągającą i porywającą w całości. Introwertyczny główny bohater, sprawny detektyw, świetnie wyszkolony i znający się na swoim fachu, mimo prowadzenia się na skraju przytomności umysłu zamroczonego alkoholem i narkotykami, budził moją sympatię. To, co czyni jednak powieść wyjątkową, to rozliczanie się z narodowymi mitami, słabościami, przekonaniami o polskości, wszystko w oparach absurdu. Jak to dobrze, że ta powieść trafiła w moje ręce. Czego i wszystkim życzę, to nie będzie zmarnowany czas.