Ravka jest w trakcie wojny. Otacza ją Fałda Cienia, nieprzenikniona ciemność, w której czają się wilkry – potwory, z którymi najlepszy wojownik nie daje sobie rady. Jedyną nadzieją na ocalenie Ravki jest Alina Starkov, Przyzywaczka Słońca. Niegdyś kartografka, nieznająca swojej mocy, teraz piękna Grisza, która staje się coraz silniejsza. Nawet sam Darkling zaczyna jej pragnąć, ale Alina czuje się samotna. Została rozdzielona ze swoim jedynym przyjacielem Malem, który był może dla niej kimś więcej. Musi się niestety z tym pogodzić. Pewnego wieczoru, gdy pomiędzy Darklingiem a Aliną do czegoś dochodzi, pojawia się Mal, który jak widać nie jest zadowolony z tej wizyty, ale to nie wszystko. Dowiaduje się także pewnych rzeczy na temat swojego „pana”, a prawda jest bolesna. Ktoś kłamie i to jest pewne. Co się stanie z Przyzywaczką Słońca? Pomoże w ocaleniu miasta, czy postawi się Darklingowi?
Główna bohaterka to zwykła wieśniaczka, która nie ma rodziny ani dachu nad głową. Jest strażniczką i wraz swoim jednym przyjacielem oraz armią wyrusza do Fałdy Ciemności. Tam omal nie zostają pożarci przez wilkry. Gdy wie, że to już może być koniec, staje się wściekła, coś wzbiera w niej niczym huragan, którego nie może powstrzymać i wtedy pojawia oślepiające światło. Alina mdleje i budzi się dopiero, gdy jest już po wszystkim. Szczęśliwa, że przeżyli, nie jest świadoma tego, co nastanie. Okazuje się, że to ona zgładziła wilkry i uratowała załogę. Jest Przyzywaczką Słońca i od tej pory staje się Griszą. Trafia do Małego Pałacu, by uczyć się korzystać ze swojej mocy.
Naprawdę nie sądziłam, że może powstać jeszcze coś naprawę oryginalnego. Taka właśnie jest „Cień i kość” autorstwa Leigh Bardugo. Nie ma tu żadnych magów, wilków czy smoków. Mamy za to przepięknych Griszów, z których każdy ma jakąś moc. Jednak nie jest to zwykła moc, a Alina nie jest zwykłą bohaterką. Pomimo że miała kiepskie dzieciństwo. Wychowała się u księcia, który opiekował się sierotami. Tam poznała Mala, swojego najlepszego przyjaciela. Z czasem stał się dla niej kimś więcej, lecz on o tym nie wiedział. Jak mógłby pokochać chorowitą, chudą i patyczkowatą dziewczynę, skoro uganiają się za nim same piękności? Dlatego też postanawia to uczucie zepchnąć w najdalsze zakamarki serca i cieszyć się jego obecnością.
„Cień i kość” to naprawdę świetna książka. Nie przepadam za fantasy, ale ta wciągnęła mnie od pierwszej do ostatniej strony. Ma coś takiego w sobie, że czyta się z zapartym tchem. Bohaterowie są tak wykreowani, że raz jesteśmy pewni, że ktoś jest dobry, zaraz znowu zmieniamy zdanie, a jeszcze później sądzimy, że może się jednak zmieni. Do końca nie wiemy kto jaki jest..
Na początku jednak czasami ciężko było mi się połapać o co chodzi. Te dziwne nazwy... Naprawdę Trudno to wszystko przyswoić. Z czasem było coraz lepiej i teraz nie stanowią one dla mnie już żadnej przeszkody.
Styl autorki jest bardzo prosty i przystępny. Chociaż momentami ciężko było mi wyobrazić sobie dane miejsce bądź strój, ale możliwe, że to tylko i wyłącznie moja wyobraźnia nie była w stanie podołać światu wykreowanemu przez Leigh Bardugo.
„Cień i kość” to jedna z tych książek, o których trudno zapomnieć i niecierpliwie czeka się na następną cześć. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać zbyt długo.