Marek - jasnowidz i tarocista zamierza osiąść na stałe w niewielkiej wsi nieopodal Spały, Inowłodza i Tomaszowa Mazowieckiego. Czeka tam na sprzedaż działka w zastanawiająco niskiej cenie, lecz wiąże się to z ukrywaną, nie tylko przez mieszkańców, tajemnicą. Marek nawiązuje bliskie kontakty z jedną z mieszkanek wsi - Darią. Kontrowersyjna wdowa, czarująco piękna, ale czy tylko? O tym, co dzieje się w jej domu, gdy nikt nie widzi, krążą legendy. Śmiesznie? Strasznie? Podniecające? Na te pytania poznacie odpowiedzi za moment w mojej recenzji.
"Jasnowidz i czarownica" to książka napisana przez Marka Arturro wydana tego roku (2022) przez Wydawnictwo Alternatywne. Z tego, co kojarzę należy ono do grupy wydawniczej Wydajemy Książki wraz z Wydawnictwem Wieża Czarnoksiężnika. Tę powieść reklamuje hasło: " Powieść o zabarwieniu seksualno-optyczna-kryminalnym w odcieniu horroru". Do tego jeszcze przejdziemy, ale zacznijmy od części wizualnej.
Książka w moich standardach zalicza się już do tych obszerniejszych. Posiada 528 stron podzielone na cztery części i czternaście rozdziałów. Okładka miękka, niestety bez skrzydełek, nad czym ubolewam. Sama grafika na froncie kojarzy mi się z takimi starymi powieścicami z początku wieku, które najczęściej były umieszczone na kryminałach, gdzie głównym bohaterem był policjant z problemami. Jestem skroką okładkową i jeżeli wchodzę do księgarni bez większego celu, to jak książka prezentuje się na pierwszy rzut oka ma ogromne znaczenie. Dopiero później czytam opis i sprawdzam wydawnictwo.
Boli mnie to, co zrobiono wnętrzu tej opowieści. Zadziało się tam to, co z okładką, czyli sprowadzenie do stanych ideałów. Książki czytają różne osoby, w tym takie jak ja - z wadą wzroku. Nie jest ona poważna, ale astygmatyzm sprawia, że ten obszerny tekst napisany drobnym maczkiem, się rozmyna. Mam dobrze dobrane okulary i soczewki, na świeszo robione badania w ubiegłym miesiącu, a i tak czytanie sprawiło mi dyskomfort. Zamiast skupić się na rozumieniu tekstu, zachwycaniu nad fabułą, skupiałam się na łączeniu liter w słowa. Wiem, że obecnie lektura do najkrótszych nie należy, ale myślę, że gdyby tak delikatnie poprawić ten tekst i nawet dostalibyśmy 200 stron więcej, niewielu osobom, by to przeszkadzało.
Przejdźmy do fabuły i do tego, co na jej temat już pisałam wcześniej. Ta książka z całą pewnością jest dobra, jednak nie dla mnie. "Jasnowidz i czarownica" to miks gatunkowy. Połączenie tego, co dorośli uwielbiają - horror, erotyka, kryminał i tona żartów. Ja lubię takie szalone mieszanie stylów i chętnie, po tego typu pozycje sięgam. Niestety zamiast być roześmiana, czułam jak przechodzą mnie ciarki żenady. Miałam wrażenie, że rozmawiam z TYM pijanym wujkiem na weselu, który nie bardzo rozumie, że jego kiepskie żarty są niesmaczne. Najgorsze jednak nastąpić miało, gdy opowieść zaczęłam mi się kojarzyć z parodią "Inkuba" Artura Urbanowicza. Wiecie, mężczyzna trafia na wieś, gdzie poznaje dojrzałą kobietę, uznaną przez społeczeństwo za czarownicę, we wszystko zamieszani mundurowi i jakaś tajemnicza moc. Niby wątek jest już oklepany, ale w tym wypadku strasznie mocno uderzył w moją wyobraźnię.
Powieść jest wszędzie kreowana jako horror. Dla mnie to horror nie jest, może gdyby pozbyć się elementów komedii, ale w obecnej sytuacji myślę, że to wprowadzenie czytelników w błąd.
W historii jest wiele stereotypów, które w 2022 roku moglibyśmy już sobie odpuścić. Wiem, że akcja dzieje się na wsi, a nie każda taka polska społeczność jest już "cywilizowana" w naszym wielkomiejskim rozumieniu. Jednak dla mnie mieszkańcy tej wsi są przedstawieni jako prości, głupi ludzie. Kobiety ładne, ale zaniedbane. Jak facet to stary alkoholik. Wszystko załatwisz za butelkę wódki. Ludzie zawistni. Jest trochę takich kwiatków. Może ja jestem innym pokoleniem, może czegoś nie rozumiem, ale takie obrazy do mnie nie trafiają. Nie chodzi o zakłamywanie rzeczywistości, ale takich wsi jest w Polsce jest co raz mniej i przestańmy ciągle pokazywać tylko je w takich aspektach.
Specjalnie nie poruszam tu wątku erotyki. Czytam wiele tego typu książek i myślę, że byłoby nie fair abym tu negowała jakieś sceny, które w innych książkach uznaję za dobre. Różnicą jest to, że te "dobre" wątki są w romansach, a tu dostajemy "horror".
Może dziesięć lat temu tak książka bardziej, by mi się spodobała, ale obecnie pasuje mido niej powiedzenie: "co za dużo to nie zdrowo".