O książkach z serii "Bieguny" wydawnictwa carta blanca miałyśmy okazję już pisać Wam dwa razy. Gdy polecałam Wam pamiętnik Tomasza Cichockiego pt. "Zew oceanu" oraz, gdy Marta zachęcała Was do przeczytania zwierzeń matki i córki ze swojej podróży życia pt. "Kąpiel ze słoniem". A teraz kolejna lektura z życia wzięta, czyli zapiski z Grenlandii. Autorką tejże książki jest Kari Herbert, córka wielkiego podróżnika Wally'ego Herberta oraz jego żony Marie. Dziewczyna jako dziesięciomiesięczne niemowlę zamieszkała na pewien czas w tym odległym i jakże niesamowitym zakątku świata. Teraz wraca do Grenlandii, do ludzi, których niegdyś znała i do wspomnień, by opowiedzieć nam o tym jak się żyje w krainie, gdzie przez pół roku panuje dzień i na pół roku zapada ciemność, a termometry bardzo rzadko pokazują wartości dodatnie.
Muszę przyznać, że tamte rejony jakoś nigdy mnie nie interesowały, jednak ciekawość świata mam chyba już zakodowaną, bo gdy zerknęłam na tytuł książki wiedziałam, że bardzo chciałabym dowiedzieć się o niej czegoś więcej. I powiem Wam, że bardzo się cieszę z tej decyzji. Choć sposób pisania autorki może nie do końca przypadł mi do gustu, bo czasem wydawał mi się nawet nieco nudny, to i tak pochłonęłam tę lekturę bardzo szybko. A wszystko dlatego, że informacje w niej zawarte po prostu pochłaniają czytelnika. Kari Herbert opisuje nam bowiem życie Eskimosów polarnych w dzisiejszych czasach oraz to sprzed kilkudziesięciu lat. Ja czasem wręcz nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Tam panuje zupełnie inna kultura. Ludzie zamieszkujący tę krainę mają zupełnie inne podejście zarówno do życia jak i śmierci. Coś niesamowitego.
Autorka tego pamiętnika opisuje nam chyba wszystko co chcielibyśmy wiedzieć o Grenlandii oraz ludziach, którzy tam żyją. Dowiemy się więc jak wygląda ten kraj, jakie możemy tam spotkać zwierzęta, jaka panuje temperatura itp. Ale nie tylko. Przede wszystkim przeczytamy o ludziach, którzy od wieków mieszkają na Grenladii. O ich wierze w duchy oraz reinkarnację, o podejściu do partnerstwa, małżeństwa, intymności czy seksualności. O tradycjach i przesądach. O sposobie prowadzenia domu, obowiązkach, pracy, wychowywaniu dzieci... Oj, tych tematów jest naprawdę ogrom, a kultura panująca w tamtym rejonie świata tak bardzo odbiega od naszej, że podczas czytania mamy wrażenie, jakbyśmy przenieśli się na inna planetą, a nie tylko kontynent.
Czy wiecie na przykład dlaczego Eskimosi często zwracają się do swoich dzieci "dziadku" lub "babciu"? Albo czym się kierują wybierając męża bądź żonę? Czym się żywią? Jak się mieszka w igloo? Dlaczego kobieta, która poroniła lub urodziła dziecko nie może np. kroić mięsa? Jak wygląda w tamtym rejonie obrządek pogrzebowy? Czy istnieje w ich związkach pojęcie zdrady? Jak wyglądają polowania? Powiem Wam w sekrecie, że na większość z tych pytań odpowiedzi będą dla Was bardzo zaskakujące, czasem wręcz gorszące. Ale cóż... Jak to się mówi - co kraj to obyczaj :)
Jak już wspomniałam sposób opisywania wszystkich tych wydarzeń jakoś do mnie nie przemawia. Autorka przedstawia nam suche fakty i z pewnością nie ma ona talentu do snucia barwnych opowieści, przy których słuchacz zapomniał by o Bożym świecie. Jednak nie ulega wątpliwości, że jej wyprawa na Grenlandię jest niesamowitą przygodą. A możliwość porównania standardu życia oraz mentalności tamtejszych mieszkańców na przestrzeni kilkudziesięciu lat to według mnie kolejny ogromny plus. Możemy poczytać o wpływie cywilizacji na ludzi i ich postrzeganie świata. O tym jaką rolę w rozwoju Grenlandii odegrali amerykanie, jak ludzie żyli dawniej i teraz. Czy wszystko się zmieniło? Z pewnością nie. A czy jest lepiej? To ocenicie już sami.
Gdy czytałam "Córkę polarnika" tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że ja z pewnością nie odnalazłabym się zarówno w tamtych warunkach jak i wśród tamtejszej ludności. I to nie ujemne temperatury byłyby tu największym problemem. Nie boję się zimna, a nawet powiedziałabym że lubię tą najzimniejszą porę roku. Choć z pewnością zima w naszym rejonie to nic w porównaniu z mrozami panującymi na Grenlandii. Jednak czytając o samych warunkach tam panujących, o ludziach i ich podejściu do życia, o sposobie odżywiania się, to jestem pewna, że szybko bym stamtąd uciekała :P Mimo to, cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z tą lekturą. Dzięki szczegółowym opisom i poruszeniu wielu bardzo ciekawych zagadnień chyba z każdej dziedziny życia mam wrażenie, że byłam tam osobiście. Dzięki zapiskom Kari Herbert miałam okazję zwiedzić kolejny skrawek ziemi na krańcu świata. Polecam!