W tym świecie czterdzieste urodziny to koniec. No schluss, finito i pozamiatane. Po przekroczeniu niewidzialnej granicy wiekowej organizmy zaczynają się zmieniać. Rozpoczyna się ZAŚLEPIENIE, czyli stan, w którym przestaje się być dawnym sobą, tylko staje czymś na kształt opętanego żądzą mordu zombie. I wyobraźcie sobie, że autor wręcza wam książkę z takim motywem przewodnim kilka dni przed waszymi czterdziestymi urodzinami. Totalna miazga. Powiedzenie „zmiana kodu na 4 z przodu” nagle nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia.
Dzięki za psikusa Marcin, muszę przyznać, że ci się udał.
Jak wygląda świat „Czasu zaślepionych”? O dziwo, mimo bezlitosnej klątwy, która nie pozwala się nikomu zestarzeć, jest niezwykle pragmatycznie zorganizowany. Szanuje się życie bardziej niż kiedykolwiek, nie zabija się nawet młodych zwierząt, tylko te tuż przed przemianą. Większość obywateli, mniejszych i większych, skupisk ludzkich, gdy czuje pierwsze objawy mutacji, dobrowolnie oddaje się w ręce myśliwych, by nikogo nie skrzywdzić. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mimo ograniczeń, ludzkość całkiem nieźle sobie radzi. To jednak pozory. Nie wszystko bowiem działa tak jak powinno. Zdarza się, że zaślepienie nadchodzi w nieoczekiwanym momencie, niektórzy rodzą się na wpółzaślepieni, inni bojąc się śmierci w zamknięciu, gdy tylko zaczyna się przemiana uciekają, cele wciąż uświęcają amoralne i nieetyczne czyny, inność nadal jest piętnowana… Oczywiście nie każdy godzi się z zastanym kształtem świata. „Buntownicy” próbują dowiedzieć się czym tak naprawdę jest „klątwa” i poświęcają życie na znalezienie sposobu na jej pokonanie…
Mimo tego przydługawego wstępu nie zdradziłam wam tak naprawdę prawie nic. Właściwa historia zaczyna się bowiem w momencie, gdy w tym, stylizowanym na średniowiecze, świecie krzyżują się drogi żyjącego w skrajnej nędzy chłopca, bezimiennego wojownika, tajemniczej kobiety z pustyni i wyjątkowo pechowego myśliwego. Na pewno będziecie zaskoczeni dokąd i w jakich konfiguracjach zaprowadzi ich los, co odkryją i jakie to będzie dla nich będzie miało konsekwencje. Powiem wam jeszcze tylko tyle, że Marcin zakończył powieść w takim momencie, że nic tylko rzucić mu się do gardła. Tego nie robi się czytelnikom! Na swoje szczęście, w samoobronie, pokazał mi zdjęcie notatek z których wynika, że kolejny tom jest już na ukończeniu. Postanowiłam więc cierpliwie poczekać.
Bawiłam się podczas lektury wyśmienicie. Przesunięcie granicy wieku sprawiło, że zdecydowanie łatwiej wniknęłam do świata, który stworzył autor. Do tej pory, gdy w filmach, serialach czy książkach, trafiałam na podobny motyw, to przy życiu zostawały głównie dzieci i nastolatkowie. Tym razem mogłam więc na zupełnie innym poziomie utożsamić się z bohaterami, zrozumieć ich rozterki i dramaty. Ogromnie doceniam także, zawarty w powieści, potępiający, pierwiastek antyludzki. Po prostu zasłużyliśmy na to, by pewne rzeczy nam się przytrafiały i w tej kwestii bardzo po drodze jest mi ze spostrzeżeniami Marcina.
Akcja, jak to bywa u Halskiego, jest niezwykle dynamiczna. Bohaterom nie jest dane zbyt długie, spokojne siedzenie w miejscu. Wciąż muszą gdzieś gnać, stawiać czoła nieoczekiwanym przeciwnościom i próbować przetrwać. Co mnie niezmiernie cieszy, to fakt, że autor tym razem postanowił bardziej dopieścić świat przedstawiony niż w poprzednich powieściach. Dostajemy więc trochę więcej niż jest potrzebne do umotywowania fabuły. Jeśli chodzi o gatunek, to jak wiemy, Marcin nie trzyma się żadnych wytycznych. Po raz kolejny więc zaserwował nam wybuchową mieszankę z elementami horroru i mocnym dark fantasy na czele. Więcej wam nie zdradzę, bo cała przyjemność w odkrywaniu wszystkich smaczków dopiero podczas lektury.