Maryla Rodowicz śpiewała kiedyś:
„ Kiedy patrzę hen za siebie
W tamte lata co minęły
Czasem myślę co przegrałam
A co diabli wzięli
Co straciłam z własnej woli
Ile przeciw sobie…
I wprawdzie w tekście piosenki jest o kolorowych jarmarkach, ale te słowa pasują mi bardzo do powieści Magdaleny Witkiewicz „Ulotny zapach czereśni”. Zaczęłam słowami piosenki, także dlatego, że tak właśnie rozpoczyna każdą część swojej opowieści pisarka. Cytowany przez nią fragment polskiej piosenki wprowadza nas w klimat opisywanych wydarzeń.
„Ulotny zapach czereśni” jest taką chwilą zadumy nad tym, co minęło w życiu głównych bohaterów. Zadumy na tym, co stracili z własnej woli, a na co nie mieli wpływu.
Pisarka opisuje życie dwóch kobiet Marianny i jej prababci Elsy. Jedna żyje w czasach współczesnych, a druga w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku. Łączy ich to, że obie zakochały się z wzajemnością w chłopcach z odmiennych środowisk popełniając „mezalians”. Siedemnastoletnią Mariannę, uczennicę renomowanego liceum, córkę dobrze sytuowanych łódzkich lekarzy połączyła młodzieńcza miłość z Michałem, którego ojciec był alkoholikiem, a on więcej czasu spędzał w warsztacie samochodowym dorabiając do rodzinnego budżetu niż w szkole. Niestety ich związek nie przetrwał wyjazdu Marianny na studia. Elsa urodzona w zamożnej niemieckiej rodzinie ewangelików pokochała Maksymiliana, który z kolei pochodził z biednej polskiej, katolickiej rodziny. Mimo, że tych dwoje dzieliło pochodzenie, status materialny i religia Elsa postawiła na swoim i poślubiła Maksymiliana.
Historia życia obu kobiet przeplata się w tej powieści. Obie przeżywają wielką miłość, Elsa potrafi ją docenić i mimo przeciwności walczyć o to uczucie. Marianna poznała siłę swojego uczucia dopiero po czasie. Zrozumiała, że podjęta pod wpływem impulsu decyzja nie przyniosła jej szczęścia.
Oprócz siły miłości autorka pokazuje nam poprzez życie jednego z bohaterów siłę marzeń. Michał mimo trudnego dzieciństwa i młodości konsekwentnie spełnia swoje marzenia. Bo jak pisze Witkiewicz: „Marzenia uskrzydlają.” . Ale też dodaje „ I jeżeli masz obok kogoś, kto dmucha w twoje żagle, to naprawdę możesz popłynąć daleko”, podkreślając w ten sposób jak ważne jest to, żeby mieć kogoś, kto w nas uwierzy. Michał od początku wzbudził we mnie wiele sympatii i podziwu. Szczególnie jego wyjątkowość widać było w trudnych dla niego chwilach życia, mimo bólu i rozpaczy nie szukał ucieczki w alkoholu jak jego ojciec ani w innych używkach.
Ale nie tylko postać Michała budzi sympatię. Inne osoby także w trakcie lektury stają się nam bliskie. Sugestywne opisy ich przeżyć powodują, że nie sposób nie zaangażować się w ich życie. Wspólnie z nimi przeżywamy wiele chwil radosnych i szczęśliwych, ale też smutnych, a nawet tragicznych.
Marianna i Michał sami opowiadają na kartach książki w narracji pierwszoplanowej o swoim życiu, i tym wspólnym i tym osobnym. Ten zabieg pozwala nam na wiele spraw związanych z ich relacją i późniejszymi wydarzeniami popatrzeć z różnych perspektyw, dzięki czemu możemy lepiej wczuć się w przeżycia danej osoby i zrozumieć motywację jej postępowania. Natomiast historie dotyczące Elsy i jej córki Heleny opowiada narrator trzecioplanowy.
„Ulotny zapach czereśni” to ciepły, klimatyczny romans i powieść obyczajowa jednocześnie z podróżą w czasie. Uroku całej historii dodaje fakt, że Elsa ma swój pierwowzór w autentycznej postaci żyjącej na początku XX w. w Koluszkach. I mimo, że cała reszta to wytwór fantazji pisarki to napisaną piękną polszczyzną, przepełnioną emocjami powieść czyta się lekko, choć nie bez zadumy i refleksji.
Urzekł mnie refleksyjno-wspomnieniowy klimat, wątek miłosny, budzące sympatię postacie i piękne, niemalże bajkowe zakończenie, a Pani Witkiewicz zaczarowała swoim lekkim, wyrazistym stylem.