Dwie lewe ręce recenzja

"Dwie lewe ręce" Olga Rudnicka

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @S.anna ·6 minut
2023-10-20
1 komentarz
17 Polubień
Matylda Dominiczak ma dość pracy u Salomei Gwint, pracodawczyni, że tak to delikatnie ujmę, nie najłatwiejszej w pożyciu. Odchodzi z agencji i rozpoczyna działalność na własny rachunek. Pierwsze zlecenie, które otrzymuje, wydaje się raczej proste - ma odnaleźć eksmęża klientki, z którym ta nie miała kontaktu od wielu, wielu lat.

Problem w tym, że klientką Matyldy, która jej te poszukiwania zleca, jest właśnie Salomea Gwint. Matylda jest pewna, że sprawa ma drugie dno, ale, jak od dawna wiadomo, pieniądze nie śmierdzą, a że pieniędzy (i zleceń) bardzo potrzebuje, bo przecież jest tak jakby nowa na rynku usług detektywistycznych…

Jeśli ktokolwiek przeczytał więcej niż jedną moją recenzję/opinię dotyczącą powieści Olgi Rudnickiej, ZASADNICZO przeze mnie lubianych (ale... ;)) wie, że z mam z tymi powieściami problem. Zazwyczaj od pierwszych stron wskakuję bez kłopotów w świat wykreowany przez pisarkę, czyta mi się szybko, płynnie i czuję, że jest nam po drodze, i albo jest tak do samego końca, albo zaczynam w pewnym momencie się męczyć i - zniechęcona - kończę co prawda, ale wiem, że będę musiała sobie zrobić od Olgi Rudnickiej krótszą albo dłuższą przerwę.

I to jest właśnie ten przypadek, tym bardziej, że cóż, nie należę do klubu wielbicieli/-lek Matyldy Dominiczak. Zdecydowanie najbardziej lubiłam ją w "Oddaj albo giń!", gdzie była bohaterką drugoplanową, detektywką znaną w środowisku, dojrzałą stażem, z dziewiętnastoletnią córką. Słowem, w tomie, który napisany (względnie opublikowany) był PRZED powstaniem serii, w której Matylda jest bohaterką główną, w moim odbiorze raczej irytującą, przypominającą mi latający po podwórku w histerii częściowo oskubany i drący dzioba drób, nieskoordynowaną, dziwaczną i z roztrojeniem jaźni. To roztrojenie jaźni skutkuje naprawdę sporą ilością przydługich monologów wewnętrznych głównej bohaterki, zabawnych tylko do pewnego stopnia i w określonych dawkach, które Olga Rudnicka (w moim subiektywnym mniemaniu) często przekracza, i niekoniecznie dobrze osadza w akcji. Ja wiem, że mówimy o postaci literackiej, a ocenianie postaci literackiej powinno podlegać innym zasadom, niż ocenianie postaci realnej, ale czytając serię o Matyldzie nie mogę pozbyć się myśli, że gdybym znała kogoś takiego w tzw. realu albo to znałabym go bardzo krótko, albo - gdyby okoliczności zmuszały mnie do przebywania z nią często i długo - sama zostałabym bohaterką powieści kryminalnej z cyklu "real crime". Nie kupuję i nie pojmuję tego uznania, którym darzą ją wszyscy wokół, zakładam, że sieje ona urokiem osobistym niby jednorożce brokatem, ale ja tego uroku nie wyczuwam i nie rozumiem. Najczęściej mam ochotę przybić piątkę posterunkowej Mizerze, która ma o Matyldzie podobne do mojego zdanie, której szczerze współczuję, że musi się z nią kontaktować w sprawach zawodowych, i której nazwisko tak SZALENIE ZABAWNIE Matylda bez przerwy przekręca, no śmiechom i żartom nie ma końca po prostu, wszak wszyscy mamy pięć lat i śmieszy nas do łez mówienie "Mizerna" do osoby o nazwisku Mizera, elementarne. Oraz "Obszczymurek" o prokuratorze Obszmurku, no cha cha cha normalnie, ach, ta nasza Matylda, taką ma skłonność do przekręcania nazwisk po prostu.

Tylko, że nie.

Matylda jest byłą bibliotekarką i detektywką, nie ma opcji, żeby (wiarygodna) bibliotekarka przekręcała nazwiska do tego stopnia. I jeszcze a propos "bibliotekarka" (i tu będzie dowód anegdotyczny i wtręt osobisty, można przeskoczyć poniższy akapit czy dwa, i ich nie czytać).

W tym tomie małżeństwo Matyldy zaczyna już się bardzo wyraźnie sypać, a jej mąż ostatecznie okazuje się aspołecznym, niedojrzałym, sklerotycznym dziadem, który nie wie, ile ma dzieci, a w ogóle jest fuj i niedobry, bo wolał, gdy Matylda siedziała w znienawidzonej i nudnej pracy w bibliotece, ale za to zajmowała się córką, odprowadzała i odbierała ją ze szkoły, robiła zakupy, gotowała obiady i prowadziła dom, oczywiście po pracy, a co on sam w tym domu robił, a?

No więc, drodzy Państwo, ja wiem, co robił, nawet, jeśli uznamy, że Matylda (autorka) opisuje prawdziwego Romana, a nie chorobliwie koloryzuje, czego w wypadku Matyldy nijak wykluczyć nie można - ZARABIAŁ. Zarabiał na ten dom, na spłaty kredytów, na kurs detektywistyczny małżonki, na gosposię i opiekunkę Moniki, zarabiał na to wszystko, bo był informatykiem dobrym w swoim fachu, a Matylda była bibliotekarką. I ja też byłam. W przeciwieństwie do Matyldy kochałam tę pracę szaleńczo i cierpiałam, gdy musiałam ją zmienić, ale gdy, zmuszona okolicznościami, zmieniłam, i zaczęłam pracować na 3/4 etatu w szkole, zarabiałam tam jako nauczyciel stażysta WIĘCEJ, niż w bibliotece. Owszem, było to ładnych parę lat temu, ale jakoś powątpiewam, czy płace bibliotekarek nagle tajemniczo a dramatycznie wzrosły.

Plus "prowadziła dom po pracy", buahahaha, odeśmiałam sobie sempiternę. Ja wiem, że Olga Rudnicka chciała, by jej bohaterka wykonywała zawód nudny, spokojny i jednostajny, i tak sobie wymyśliła, że cóż nudniejszego niż praca w bibliotece, nieprawdaż, ale research to odstawiła taki po łebkach, że głowa boli. Niemal wszystkie moje koleżanki po fachu po założeniu rodziny i urodzeniu dzieci przynajmniej na jakiś czas rezygnowały z pracy na filii. Czemuż? A temuż, że godziny pracy w filii bibliotecznej absolutnie nie sprzyjają życiu domowemu, gotowaniu obiadków i prowadzeniu dzieciaczka do i ze szkoły. Pomyślałam, że może w Poznaniu jest inaczej, niż w moim mieście, i sprawdziłam. I oto, co znalazłam - część filii: godziny otwarcia od 9 do 19. Część - poniedziałki, środy i piątki: 13:00-19:00, wtorki i czwartki: 9:00-14:30 (i nie, to nie oznacza, że osoby tam pracujące pracują we wtorki i czwartki 5 i pół godziny, po prostu w tych godzinach biblioteka jest otwarta dla czytelników). To jest praca na zmiany. Tak, czasem można odprowadzić dziecko do przedszkola, czasem odebrać, nigdy tego samego dnia. Nie ma mowy o wracaniu do domu codziennie z zakupami i pichceniu obiadków, nie bez pomocy współmałżonka, dziadków czy opiekunki.

Zapewne znajomość realiów pracy bibliotecznej też wpływa na mój odbiór Matyldy jako postaci. Nie wierzę w nią. Nie wierzę jej. Nie jest dla mnie wiarygodna i dobrze stworzona. Jest niekonsekwentnie prowadzona, tu jako ten histeryczny drób z oskubanym ogonem, tam jako geniusz pokrętnych skojarzeń, ówdzie jako wybitna detektywka, a gdzie indziej - jako dziwadło, prowadzące same ze sobą wewnętrzne dialogi, które wszyscy widzą, bo nasza Matylda nie panuje wtedy nad mimiką.

A przy tym ta część jest, no cóż, nudna. Dużo Matyldy, która chodzi po chaszczach, mówi do siebie w głowie i nie tylko, wiąże jakieś wątki, podobno dlatego, że z jej pokrętną inteligencją je w ogóle widzi, chociaż mnie się wydaje, że wiele z nich jest logicznie niespójnych i "pokrętna inteligencja Matyldy" służy do tego, żeby czytelnik się tej niespójności nie czepiał, akcji w tej części jest na połowę tomu, reszta to monologi Matyldy i jej slapstikowe wypadki, jak ktoś jest wielbicielem monologów Matyldy to polecam.

Przeczytałam rzecz przekonana, że to ostatni tom w nadziei, że zobaczę satysfakcjonujące dojrzewanie bohaterki od "jestem bezsensownie popylającym po podwórku kurczakiem" do "jestem fajną, barwną, spełnioną życiowo babeczką", by odkryć - i nie bez zgrozy - że seria rozrosła się do siedmiu tomów.

I dobrze, bo to dojrzewanie to wyszło... tak nie bardzo, i nadal "Matylda-bohaterka serii" to zdecydowanie nie jest "Matylda-detektyw z "Byle do przodu".

No, nic, teraz zyskała na nie nieco więcej czasu.

Zobaczymy, jak jej pójdzie.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2023-09-07
× 17 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Dwie lewe ręce
Dwie lewe ręce
Olga Rudnicka
7.3/10
Cykl: Detektyw Matylda na tropie, tom 5

Matylda ma dość pracy u Salomei Gwint. Odchodzi z agencji i rozpoczyna działalność na własny rachunek. Pierwsze zlecenie wydaje się proste. Ma odnaleźć eksmęża klientki. Nie byłoby w tym nic niezwyk...

Komentarze
@Vemona
@Vemona · 6 miesięcy temu
Och, jak mi dobrze to czytać!! Myślałam, że tylko mnie tak strasznie drażni Matylda, której od jej pojawienia się w "Byle do przodu" i informacji, że rozwiodła się z mężem bo był nudny, jakoś nie mogłam przyjąć do grona lubianych bohaterów. Wspaniale oddałaś to, co ona robi - ten oskubany histeryczny kurczak, który się miota - genialne porównanie. :)
× 2
@S.anna
@S.anna · 6 miesięcy temu
Mnie natomiast dobrze czytać taki komentarz, bo z kolei ja byłam pewna, że jestem jedyną na świecie nie-wielbicielką Matyldy :D. Zdecydowanie wolałam ją, gdy był drugoplanową bohaterką powieści o kimś zupełnie innym.

Skojarzenia z rozgdakanym kurczakiem nie mogłam się pozbyć od pierwszej sceny z Matyldą i jej słowotokiem (nawet bardziej, niż z wewnętrznym monologiem i roztrojeniem jaźni)...
× 2
@Vemona
@Vemona · 6 miesięcy temu
Skojarzenie jest bossskie :D
× 1
Dwie lewe ręce
Dwie lewe ręce
Olga Rudnicka
7.3/10
Cykl: Detektyw Matylda na tropie, tom 5
Matylda ma dość pracy u Salomei Gwint. Odchodzi z agencji i rozpoczyna działalność na własny rachunek. Pierwsze zlecenie wydaje się proste. Ma odnaleźć eksmęża klientki. Nie byłoby w tym nic niezwyk...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Podczas układania puzzli postanowiłam sobie umilić czas słuchaniem kolejnej części przygód detektyw Matyldy Dominiczak. Tym razem Matylda zaczyna znów od początku. Postanowiła rzucić pracę dla Salome...

@maciejek7 @maciejek7

Serię o Matyldzie Dominiczak bardzo lubię - chyba nie muszę rozpisywać się na ten temat szerzej po raz kolejny. Kiedy ujrzałam w zapowiedziach wydawnictwa nadchodzącą kolejną powieść o tej dość zwari...

@Natalia_Swietonowska @Natalia_Swietonowska

Pozostałe recenzje @S.anna

Na psa urok, ości śledzia
"Na psa urok, ości śledzia" Olga Rudnicka

Chcąc nie chcąc – a zdecydowanie bardziej nie chcąc – Tekla zamieszkuje pod jednym dachem z przyszłą teściową, która, dość nieoczekiwanie dla wszystkich, tuż przed finan...

Recenzja książki Na psa urok, ości śledzia
Czarny manuskrypt
"Czarny manuskrypt" Krzysztof Bochus

Marienwerde, czyli dzisiejszy Kwidzyn, lata 30-te XX wieku. Na dzwonnicy katedry zostaje znalezione ciało brutalnie zamordowanego księdza tutejszej parafii. Dlaczego? Co...

Recenzja książki Czarny manuskrypt

Nowe recenzje

Sierociniec
Sierociniec.
@nowika1:

"Sierociniec" to trzecia powieść Przemysława Kowalewskiego, który swoim znakomitym debiutem "Kozioł" wprowadził mnie w ...

Recenzja książki Sierociniec
Dolina szpiegów
As wywiadu
@Mirka:

@Obrazek „Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojc...

Recenzja książki Dolina szpiegów
Schody do lata
Historia, której nie sposób zapomnieć
@Monika_2:

[Współpraca barterowa z @Link ] "W uśpionej głowie Meli przemknął obraz błyszczących oczu i zaszumiały słowa: masz wyb...

Recenzja książki Schody do lata