Kiedy książka trafiła pod mój adres, nie oszalałam ze szczęścia, przeciętna okładka, znikomy opis, a do tego same pochwalne zdania, nie wpływały dobrze na moje czytelnicze nastroje, pomyślałam sobie, ot kolejne „seryjne” przereklamowane czytadło dla młodzieży. Bez większego entuzjazmu zabrałam się za czytanie. Usadowiłam się w wygodnym fotelu i... wstałam z niego dopiero po trzech godzinach, dokładnie kiedy ostania strona zamknęła fascynującą opowieść o dwunastoletnim Luku. Zostałam oszołomiona i zachwycona tą pozornie mało interesującą książką. Zacznijmy jednak od początku.
Margaret Peterson Haddix to popularna autorka książek dla młodzieży. Jej powieści zajmują topowe miejsca na liście bestsellerów New York Timesa, nie dziwi mnie to, bo jeśli jej pozostałe prace są choć w połowie tak dobre jak „Dzieci cienie” to aż proszą się o wyróżnienie.
Fabuła jest przejmującą historią trzecich dzieci. Świat jest na krawędzi. Rząd wprowadza prawo populacyjne, które zakazuje posiadania więcej niż dwojga dzieci. Wszystkie inne skazywane są na śmierć.
Luke jest chłopcem nieistniejącym dla świata, mieszka z rodzicami i dwoma starszymi braćmi na niewielkiej farmie, dopóki dom otaczał gęsty las mógł od czasu do czasu wychodzić na światło dzienne, niestety zabrano mu i to. Rodzice izolują chłopca, nie wolno mu korzystać z komputera, telefonu, z obawy że ktoś niepowołany mógłby zobaczyć cień piątej osoby przy stole, nie może również jadać z rodziną wspólnych posiłków. Osamotnione dziecko spędza czas w malutkim pokoiku na strychu, obserwując świat przez otwory wentylacyjne. Pewnego dnia zauważa podejrzany ruch w domu sąsiadów, jak się okazuje Talbotowie też skrywają wielką tajemnicę – dziecko cień, Jen. Luke jest niesamowicie zaintrygowany tym odkryciem, zbierając się na odwagę postanawia poznać dziewczynkę.
Zapewne będę mało obiektywna, bo ta powieść skradła mi serce, a właściwie zrobili to Jen i Luke, dwójka dzieciaków tak skrajnie różnych, a jednocześnie tak pięknych i szlachetnych. Nie są tylko papierowymi postaciami, to bohaterzy z krwi i kości, ich wewnętrzne rozterki wywołują ogromne emocje, te dzieci tęsknią za życiem, za wolnością, za legalnym wyjściem do sklepu, chodzeniem do szkoły czy zwyczajnie podpisywaniem się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Niestety są więźniami systemu, zabrano im podstawowe prawo do istnienia... są nielegalnymi jednostkami, które należy zlikwidować. Narracja pierwszoosobowa powoduje, że czytelnik ze ściśniętym gardłem poznaje kolejne dni dzieci pozbawionych przyszłości – nie jest to łatwa przeprawa.
Autorka posługuje się niesamowicie plastycznym językiem, za sprawą tego realnego stylu pisania, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenosimy się do innego świata - niepokojącego i obcego. Ból Luka jest naszym bólem, samotność tego dwunastolatka odbieramy wszystkimi porami, zapewne każdy czytelnik, który jest trzecim dzieckiem lub też kolejnym, odczuje tę historię dotkliwiej, gdyż przedstawiony świat mimo iż fikcyjny wydaje się być wizją przyszłości, w tym momencie ośmielę się przytoczyć obecną politykę populacyjną Chin, a być może już w niedługim czasie i Indii, jesteśmy na drodze do katastrofy.
„Dzieci Cienie” to piękna opowieść, która nie tylko dostarcza wachlarza emocji, ale również porusza wiele istotnych spraw dotyczących np. polityki rolnictwa czy korupcji. Poza tym uczy, że dzięki własnej pracy, przyjaźni, silnej woli, marzeniom, jak również wsparciu przyjaciół możemy otrzymać to co dla każdego człowieka jest najistotniejsze – wolność.
Tylko na takie książki chciałoby się trafiać, więc jeśli tylko macie możliwość przeczytania tej powieści, to zróbcie to bez wahania, Margaret Peterson Haddix gwarantuje doskonałą lekturę.