Drogi Czytelniku, wyobraź sobie, że jesteś chory. Nie mówię tutaj o przeziębieniu czy grypie, ale o czymś znacznie gorszym - zespole Tourette'a. Stwórz w swojej wyobraźni obraz tego, jak twoje własne ciało nie chce cię słuchać, jak rówieśnicy się z Ciebie naśmiewają, pomyśl o tych wszystkich dziwnych spojrzeniach, jakimi obdarzają cię nieznani ludzie na ulicy... Czyż to nie jest straszne? Owszem, okropieństwo. A często, będąc osobami zdrowymi, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak czują się Ci, którzy daną przypadłość posiadają. Richard Paul Evans, amerykański pisarz i autor "Michaela Vey'a...", sam chorujący za zespół Tourette'a, w swojej książce chce nam pokazać, w bardzo prosty i przyjemny sposób, jak to jest naprawdę go mieć. Ta dolegliwość wcale nie jest taka straszna, na jaką wygląda - wykrzykiwanie przekleństw w najmniej odpowiednich momentach, nagłe wymachiwanie rękami czy nogami... Nie, wcale tak nie jest i da się z tym żyć, a jedynie nieświadomi ludzie, którzy nie mają o tej chorobie pojęcia, naśmiewając się z niej i odtrącając osoby ją posiadające, czynią ich życie trudniejszymi niż w rzeczywistości. Jak Tourette wygląda naprawdę? Jeśli chcecie się tego dowiedzieć, przy okazji dostarczając sobie zabawy co nie miara, to koniecznie sięgnijcie po powieść Richarda P. Evansa - gwarantuję, że się nie zawiedziecie.
"- Znalazłeś dwoje ostatnich? (...) Czas nie jest po naszej stronie - odpowiedział rozmówca ostrym tonem. - Te dzieciaki są już za stare. Wiesz, jak trudno je przemienić w tym wieku.
- Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny - powiedział dobrze ubrany mężczyzna, stukając swoim zwieńczonym rubinem piórem w biurko. - Ale mam swoje sposoby. A jeżeli się nie przemienią, zawsze pozostaje cela 25.
Nastąpiła długa przerwa, a potem głos w słuchawce odpowiedział złowrogo.
- Tak. Zawsze pozostaje cela 25."
Tytułowego bohatera, Michaela Vey'a, poznajemy na kilka dni przed jego piętnastymi urodzinami. Chce on nam opowiedzieć swoją historię. Jest zwyczajnym nastolatkiem, jak każdy w jego wieku. Owszem, ma zespół Tourette'a, ale nie czyni go to kimś nienormalnym. Natomiast to, że potrafi przewodzić prąd elektryczny, magazynować go w sobie i razić nim ludzi już tak. I właśnie dlatego ktoś go szuka. Ktoś, kto pragnie przejąć nad nim władzę i wykorzystać do swoich celów - na pewno nie dobrych. Zawsze myślał, że jest sam - on jedyny z magicznymi wręcz zdolnościami. Cóż, wychodzi na to, że nie...
Richard Paul Evans porusza w swojej książce bardzo ważny problem, chorobę Tourette'a, chcąc pokazać młodzieży, bo to właśnie do tej grupy społeczeństwa "Michael Vey..." jest skierowany, jak to jest naprawdę mieć ten zespół. Jak już wspominałem, robi to w bardzo dobry sposób - poprzez rozrywkę. Bowiem wątek chorego Michaela został wpleciony w historię o nadzwyczajnych zdolnościach i wartką, zaskakującą przygodę. Nie wiem co miało być głównym celem powieści - dostarczenie zabawy czy edukacja, ale pisarzowi udały się obie te rzeczy. Losy bohaterów są bardzo ciekawe, a opowieść wciąga bez reszty, aż ciężko się oderwać. Do zalet tejże książki należy też bez wątpienia wydanie, a w szczególności okładka - interesująca i niesamowicie przyjemna dla oka. Chociaż może to tylko ja mam słabość do niebieskiego...
Fabuła książki, jak już sami mogliście zauważyć, nie jest niczym nadzwyczaj oryginalnym - chłopiec z niezwykłymi zdolnościami, którego ktoś chce wykorzystać do niecnych celów to raczej nie nowość. Można by zarzucić teraz autorowi brak pomysłu, aczkolwiek mnie zbytnio to nie przeszkadzało. Richard Evans dodał do tego schematu wiele poprawek, więc podczas lektury nie będziemy odczuwać, że już skądś to znamy, a poznamy całkowicie nową historię. Historię bez wątpienia ciekawą i wartą poświęcenia cennego czasu, aczkolwiek nieco przewidywalną. Nie wiem, czy autor uznał młodzież ogółem za ludzi znacznie, znacznie mniej bystrych i spostrzegawczych od dorosłych, dla których do tej pory tworzył, czy po prostu ja jestem takim geniuszem i w wielu sytuacjach wiedziałem co stanie się za moment (z pewnością to drugie... ^^).
"-Jaja sobie robisz, prawda? Ratowanie świata albo machanie pomponami? Za kogo ty mnie uważasz?"
"Michael Vey. Więzień celi 25" to w literaturze młodzieżowej bardzo ciekawa pozycja. Jest to książka pełna akcji i ekscytujących momentów, które niestety czasem możemy przewidzieć i wtedy już nie są takie ekscytujące, ale wciąż ciekawe. Przyjemna, lekka i wciągająca, z dopracowaną fabułą. Porusza ważny problem - chorobę Tourette'a, pokazując jaka ona jest naprawdę. Robi to w prosty sposób: edukując, a jednocześnie dostarczając wrażeń i rozrywki. Bardzo dobra pozycja, od której wręcz nie można się oderwać. Polecam.
Rafał Szwajkowski
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/