Tracey Rooks wygrywa stypendium i rozpoczyna naukę w prestiżowej szkole Eagle Elite, która jest uosobieniem przepychu, bogactwa i luksusu. Wychowywana i nauczona prostego życia, poznaje ludzi przepełnionych arogancją i walką o władzę. Tracey wpada w sam środek konfliktu i nie wiem, jak odtąd zmieni się jej życie.
Aby było jasne, „Elita” nie jest ani trochę współczesną historią Romeo i Julii. Sam pomysł na fabułkę jest dobry, ale niestety wykonanie jest tragiczne. Historia nie jest długa, co jest jej plusem, bo udało mi się ja przeczytać zaledwie w niecałe cztery godziny, przez które miejcie to na uwadze strasznie się wymęczyłam.
Ostatnimi czasy zastanawiam się, co jest z tymi głównymi bohaterkami w powieściach romantyczno — erotycznych. Odnoszę wrażenie, że każda z nich kreowana jest na ten sam sposób — szczęściara, która coś osiągnęła, wygrała w życiu, piękna niewiasta o boskim ciele, niezdecydowana i nierozważna kobieta. Tracey wcale od tego schematu nie odbiega, wręcz przeciwnie jest nim do bólu przesiąknięta. Nie znoszę tej bohaterki, nie rozumiem jej toku myślenia, ani tym bardziej dziecinnego zachowania, no bo kto zakochuje się w chłopaku, który cię nęka i nienawidzi po dwóch tygodniach? Tracey przydałoby się niezłe kazanie.
Jakichkolwiek zdrowych i normalnych relacji tutaj nie ma.
O pobocznych bohaterkach nawet nie wspomnę, bo prawie nic o nich nie wiem, poza tym, że ekipa Nixona jest zabójczo niebezpieczna, arogancka i przystojna, jak to bywa w takich typu lekturach. W tej książce brakuje opisów pomieszczeń i otoczenia, po których nasza Tracey sobie spaceruje. Tutaj ich prawie w ogóle nie ma. Nawet nie pamiętam, jak wygląda główna bohaterka, czy jej niedoszły — doszły chłopak Nixon, a to chyba nie świadczy dobrze o tej książce.
"Porywająca historia", to według mnie pic na wodę. Skusiłam się po tę książkę, bo okładka przyciągnęła moją uwagę i opis historii był całkiem w porządku. W gruncie rzeczy, ta lektura to dno i dramat, momentami bardzo zła i chcąca być drugą wersją „Srebrnego łabędzia”.