Patrząc na okładkę „Fatum” człowiekowi od razu nasuwa się wiele skojarzeń. Kupiectwo, podróże, morze, handel ale także… intryga i tajemnica. Trójka niby zwykłych ludzi, jednak z tyloma emocjami na twarzach. Poważny mężczyzna z długimi zadbanymi wąsami, z ręką trzymającą się za pas. Zarówno postawa i mimika ukazują, że jest człowiekiem upartym i pełnym determinacji. Może nawet burmistrzem miasta? Po jego prawej stronie kobieta w długiej sukni i czapce z rozanielonym wyrazem twarzy, zapatrzona w nieznany nam punkt. Może obiecano jej właśnie ślub z dostojnym i szanowanym gdańszczaninem? Z tyłu za nimi stoi także kobieta. Ubrana jest elegancko, a jej twarz jest pełna tajemnic, jak gdyby coś planowała. Wzrok skierowała wprost na osobę obserwującą okładkę. Podejrzewam, że jej nakrycie głowy ma kolor czerwony….
Gdy książka p. Rowickiego pojawiła się w zapowiedziach wydawniczych, od razu wiedziałam, że po nią sięgnę. I to nie tylko dzięki zachęcającej okładce, lecz także opisowi :
„Najczarniejsze z czarnych, humor, makabra, groteska prosto z barokowej „Wenecji Północy”. „
Z czystym sumieniem stwierdzam, że to właśnie zdanie najlepiej oddaje klimat tego zbiorku opowiadań.
Tekstów w środku jest równo 10. Każdy traktuje o czymś innym i jednocześnie każdy jest świetnie przemyślaną historią z puentą (która nie raz wywołała u mnie złowieszczy śmiech, gdyż uwielbiam czarny humor).
Tytułowe „Fatum” otwiera książkę i opowiada o mężczyźnie wrobionym w morderstwo, który pragnie udowodnić swoją niewinność. W trakcie śledztwa poznajemy też przyjaciela głównego bohatera (który jest w stanie znosić napastowanie pewnej uczciwie wypełniającej kawałek przestrzeni kobiety, byle tylko uzyskać potrzebne mu informacje) oraz mężczyznę o przezwisku Turek (mój ulubiony tekst z tego opowiadania: „Turek, jak cię kopnę, to wylądujesz zadem w tym swoim Izmirze” nie wiem dlaczego ale jak to przeczytałam to wybuchnę łam śmiechem ;)), którzy pomagają oczyścić mężczyznę z zarzutów. Historia jest ciekawa i ma logiczne ale zaskakujące zakończenie.
Później mamy historie mordercy, a dokładniej człowieka który na własna rękę wymierza sprawiedliwość wedle zasady oko za oko(„Eliasz Eggert- opowieść mordecy”). Czym to się skończyło musicie jednak dowiedzieć się sami. Trzecia historia („Homer”)dotyczy pewnego okropnego nauczyciela, który wiedział wszystko najlepiej i został za to ukarany ( przemądrzali belfrowie: strzeżcie się bo nie znacie dnia ani godziny ;)). Kolejne opowiadanie traktuje o zamachu na życie Heweliusza i aż tak bardzo mnie nie wciągnęło („ Jan Heweliusz musi zniknąć”). Ciekawe w nim jest odniesienie do elementów magicznych i nawet zawarcie kilku porad jak zaczarować kogoś kogo nie lubimy.
Dokładnie w połowie czyli pod numerkiem pięć, jest jedna z moich ulubionych opowiastek pod tytułem „Dorotka”. Nie chcę za dużo zdradzić, ale dotyczy ona burmistrza, zbyt odważnego sługi i pewnej dziewczyny, która umiała zrobić użytek z kindżału (swoją drogą zakupionego na rynku, a któremu właściciel przypisywał historie rodowe). Podsumowując powiem jeszcze, że co dwie głowy to nie jedna, a przed wyjściem z domu zawsze warto przejrzeć się w lustrze.
„Śmierć i pomarańcze” także zaliczyłabym do jednej z moich ulubionych i to z powodu puenty. Krótko nakreślając wszystko rozpoczęło się od pewnego straganu, na którym zaczęto sprzedawać pomarańcze, a skończyło na sekcji zwłok trojga ludzi.
Fani wampirzych historii znajdą cos dla siebie w tekście pt „Królowa nocy”, dzięki której już nigdy nie położę się na wsi w stogach i na stosach czegokolwiek. Następny tekst przypomniał mi nieco opisaną przeze mnie „Brudną robotę”, ale poza tym nie odnalazłam w nim nic szczególnego, oprócz zadziwiającego zakończenia („Zbrodniarz którego oszukała zbrodnia”). Przedostatni tekst nawiązuje do wszystkim znanej bajki „Czerwony kapturek”. Jest w nim Wolf, jest babcia i jest kapturek. Nowością w tej historii jest jednak nóż rzeźnicki i uściślenie jaki zawód wykonywała babcia.
Ostatni tekst o dość, jak dla mnie, niesmacznym tytule „Zupa z konia” również dotyczy wymierzania sprawiedliwości. Akcja się dzieje w obleganym Gdańsku a głównym bohaterem jest pomocnik królewskiego kucharza, który miewał dziwne upodobania. Puenta jak zawsze zaskakująca i trafiająca do czytelnika.
„Plejada odszczepieńców i zwyrodnialców”
Nigdy nie czytałam tak skondensowanych i jednocześnie wciągających opowiadań. Miejscem akcji zawsze jest Gdańsk, a bohaterami jego mieszkańcy, jednak człowiek ma wrażenie jakby czytał o całkiem obcym i nieznanym miejscu, pełnym intryg, tajemnic i swoistej magii. Historie okraszone są dowcipnymi i często rubasznymi tekstami. Zdarzają się także sprośne fragmenty, ale bardziej dodają one autentyczności i wyrazu, niż w jakiś sposób zniesmaczają. Książkę przeczytałam, a właściwie pochłonęłam w niewielkim czasie, gdyż najzwyczajniej nie mogłam się oderwać. Niby jest to tylko zbiór opowiadań i czytelnik nie ma szansy zaprzyjaźnić się z którymś z bohaterów na stałe, jednak ja po zakończeniu poczułam sympatię, sympatię do tego miasta, które było tłem dla tych wszystkich tekstów. Gdańsk wraz ze swoimi mieszkańcami i ich niecodziennymi historiami zaciekawił mnie i zaintrygował, dlatego szczerze przyznam, że pragnę więcej i mam cichą nadzieję, że może wyjdzie drugi tomik w podobnym stylu…
Komu poleciłabym „Fatum”? Zdecydowanie wszystkim! Zbrodnia, miłość, zemsta, okrucieństwo, ohyda, czarny humor, sprośne teksty, wampiry. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie! Koniec grzecznych historyjek z happy endami! Koniec ze zwykłym nadmorskim miastem Gdańsk! Czas na Gdańsk jakiego jeszcze nie znacie!