Kto nie lubi chorować? Przecież większość osób uwielbia leżenie w łóżku całymi dniami i leniwienie się. Nieważne jest to, że nos zamienia się w kran z cieknącą wodą, gardło przypomina tarkę, a kaszel prawie rozrywa płuca. Liczy się fakt opuszczenia paru dni w szkole.
A co by było, gdybyśmy zachorowali na coś, na co nie ma jeszcze lekarstwa? Czy nasza radość z wolnego od nauki byłaby taka sama, jak przy zwykłym przeziębieniu? Obstawiam jedną odpowiedź: nie.
Po ostatniej wyprawie do Podziemi Gregor nadal nie potrafi się otrząsnąć z wydarzeń, których był świadkiem. Nerwowo wygląda informacji od Regalianów w sprawie swojej zaginionej przyjaciółki, jednocześnie uważając na to, aby nie przyłapała go na tym jego mama, która zabroniła mu jakichkolwiek kontaktów z tamtym światem. Dodatkowo chłopiec nadal jest w posiadaniu zwoju z zapisaną na nim Przepowiednią Krwi. Gregor przeczuwa, że jego ponowne odwiedziny w Regalii to kwestia paru tygodni, jak nie dni.
Kiedy w Podziemiu wybucha epidemia atakująca Stałocieplnych, rozsławione rodzeństwo musi wstawić się w tamtym świecie, aby pomóc mieszkańcom pokonać okrutną zarazę. Tym razem jednak w podróż wybiera się ich rodzicielka, co może nie ułatwić zadania. Kobieta jest przewrażliwiona na punkcie swoich dzieci i nie pozwoli, by ryzykowali swoje życie. Gregor także ma nadzieję, że nie będzie musiał brać udziału w niebezpiecznej wyprawie, lecz kiedy choroba dosięga jedną z najbliższych mu osób zaczyna rozumieć, że jego rola w tym wszystkim ma szczególne znaczenie. Chłopiec jest gotowy powstrzymać broń biologiczną i przywrócić Podziemiom odebrany spokój. A żeby tego dokonać trzeba odnaleźć roślinę, która jest głównym składnikiem antidotum. Najgorsze jest to, że rośnie ona w dżungli – miejscu, gdzie wszystko żyje swoim życiem i każdy goszczący w jej progach ginie w niewyjaśnionych okolicznościach.
Czy Gregor będzie w stanie dokonać niemożliwego i przyniesie Regalianom potrzebnego składnika? A co, jeżeli w trakcie tej wyprawy chłopiec straci tych, którzy cierpią z powodu zarazy? I czy zdoła dowiedzieć się czegoś więcej o zaginionej Luksi?
Jedno jest pewne – klątwa Stałocieplnych nie zna litości!
Kiedy kurier zapukał do mych drzwi i wręczył mi tajemniczą paczkę – oniemiałam. Zdezorientowana podpisałam odbiór i machinalnie życzyłam przemiłemu panu miłego popołudnia nadal nie byłam pewna, co się znajduje w kartonie. Ujrzawszy przedpremierowe egzemplarze serii Kroniki Podziemia oraz Chowańców ucieszyłam się jak małe dziecko! Tak bardzo oczekiwałam ich wydania, a teraz znajdowały się w moich rękach. Pierwszeństwo czytania zyskała książka [Gregor i klątwa Stałocieplnych], co można było już dostrzec. Tylko czy powrót do świata jedenastoletniego wojownika i jego słodkiej siostrzyczki okazał się dla mnie wspaniałym doświadczeniem? A może w trakcie lektury prosiłam, aby klątwa Stałocieplnych złapała także mnie i skończyła tę agonię? Zaraz się przekonacie...
„Możesz uciekać, ale przepowiednia i tak cię dopadnie.”
W trakcie czytania pierwszego zdania rozdziału rozpoczynającego tę część czułam, jak bardzo tęskniłam za tymi bohaterami. Po krótkim przywitaniu się z nimi pozwoliłam się pochłonąć przez historię Suzanne Collins, która - po raz kolejny – udowodniła mi, że uwielbia bawić się uczuciami czytelników. Może przez kilka pierwszych rozdziałów mamy jedynie takie powolne wprowadzenie w fabułę, ale kiedy wszystko rusza to nie ma wybacz! Autorce udało się wycisnąć ze mnie łzy rozpaczy, by za chwilę zmusić moje serce do szybszego bicia. Były także śmieszne fragmenty, jednak brakowało im tej mocy, abym zaśmiała się na głos. Oczywiście nie zapominam, że ten pięcioksiąg jest skierowany do młodszego czytelnika i przeczuwam, że żarty są utrzymane na nieco niższym poziomie. Ważne jednak, że w [Gregorze i klątwie Stałocieplnych] akcja goni akcję, gdzie nawet nie ma mowy na chwilę odpoczynku. Nie zabrakło także intryg ścinających z nóg. I to dosłownie! I jak tutaj nie kochać Collins?
W tej części można już dostrzec, że poprzednie wyprawy oraz kolejna klątwa powodują, że Gregor jest już wykończony tym wszystkim. Mimo dojrzalszego zachowania autorka nie zapomniała, że nadal mamy przed sobą dziecko, o czym świadczą jego wahania nastrojów oraz wszechobecne bunty ze względu na zaistniałą sytuację. Strasznie współczułam chłopcu okropnego położenia. Nie dość, że nie wiedział, co dzieje się z jego przyjaciółką, to jeszcze choroba plądrująca organizm bliskiej mu osoby... Każdy dorosły zapewne załamałby się, kiedy Gregor nie ma czasu na smutki. Jego wieczny udział w wypełnianiu misji odbija się na jego stanie psychicznym, jak też relacjach rodzinnych. Sama w jego wieku nie chciałabym tyle przebywać poza domem bez jakiegokolwiek kontaktu z rodzicami, dlatego też nie denerwowałam się, kiedy Gregor wybuchał. Wybaczałam mu to.
Inaczej mają się sprawy słynnego Ripreda, który tym razem mnie zawiódł. Zabrakło mi tego jego temperamentu, dzięki któremu go pokochałam. Szczur sprawiał wrażenie wypalonego, ale mogę mieć jedynie nadzieję, że to zostanie nadrobione w kolejnym tomie. Także zabrakło mi wielu postaci, które pokochałam. Nie będę zdradzać ich personaliów, ale mogę jedynie napisać, że to właśnie z ich powodu uroniłam łzy.
Do naszych stałych bohaterów dołączyło parę nowych twarzy. Jedne były lepsze, drugie gorsze, jednak każda znakomicie spełniała swoją wytyczoną rolę, dzięki czemu coś się działo. W końcu Collins musiała kimś zastąpić tych, co nie mogli nam towarzyszyć przez wszystkie rozdziały.
„Im więcej historii opowiadamy, tym mniejsze są szanse, że te historie się powtórzą.”
Czy ja jeszcze muszę wspominać o kunszcie pisarskim Suzanne Collins, który z książki na książkę jest coraz bardziej dopracowany i można go jadać łyżkami? Ta kobieta doskonale bawi się opisami, przez co człowiek czuje się tak, jakby sam poruszał się po tym wyimaginowanym świecie i mógł wszystkiego dotknąć. Minusem jest jednak to, że autorka uśmiercając kogoś nie daje żadnych szans reszcie, coby mogli opłakiwać poległego. Umarł? A niech leży! My idziemy dalej! Rozumiem, że to ma uczyć dzieci akceptacji, że taka kolej rzeczy: Ktoś jest, a za chwilę go nie ma. Tylko nie traktujmy tego tematu powierzchownie!
Ta książka, moim zdaniem, ma na celu ukazanie, że nawet najwięksi wrogowie są w stanie współpracować ze sobą, żeby ochronić się przed danym kataklizmem. Wtedy odkrywamy, jak nienawiść często przysłania nam oczy i nie widzimy, ile wspólnego można mieć z kimś, z kim zazwyczaj toczymy walki.
I ponownie pragnę pochwalić wydawnictwo za przepiękne wydanie książki. Nie mam tutaj na myśli jedynie okładki, bo wnętrze także zachęca do lektury, a to za sprawą większego odstępu między linijkami ułatwiającego czytanie. Niby niewiele, jednak daje pozytywny wydźwięk.
Z serii „rozkminy bluszczyny”: Jak wcześniej nie zwracałam uwagi na okładki, tak teraz siedzę i patrzę na szatę graficzną [Gregora i klątwy Stałocieplnych], która jest – moim zdaniem – najlepszą ze wszystkich zdobiących Kroniki Podziemia!
Podsumowując:
[Gregor i klątwa Stałocieplnych] to udana kontynuacja przygód Gregora i Botka, w której nie ma mowy na jakąkolwiek nudę. Niespodziewane zwroty akcji, sceny chwytające za serce, wszechobecne zdrady... Nie zwracajcie uwagi na to, że to książka dla młodszych odbiorców! Jak najprędzej rozpocznijcie swoją misję i dajcie oczarować się Podziemiu!
Dopiero była premiera tego tomu, a już chcę kolejny!