Ravka jest gnębiona przez długoletnie wojny ze swoimi sąsiadami. Dodatkowo kraj rozdarty jest przez Fałdę Cienia - pasmo ciemności, w której egzystują Wilkry, skrzydlate potwory porażające śmiałków, zmuszonych do wejścia na ich teren. Z niebezpieczeństwami ukrytymi w Fałdzie Cienia nie potrafią sobie poradzić obdarzeni mocami Griszowie, ani ich przywódca Darkling. Pewnie zastanawiacie się kim są sami Griszowie? Przyznam się, że do końca nie załapałam, ale na Gosiarellowe rozumowanie są to osoby, w których tkwi pewien rodzaj magii. Ze względów na swoje moce dzielą się na Korporalników (tu podział na Sercodarców i Uzdrowicieli), Eterealników (Szkwalnicy, Infernicy i Pływowładni) oraz Materialników (Trwaliści i Alkemicy). Żałuję, że Leigh Bardugo nie wyjaśniła mi wszystkich zdolności i praw, jakimi rządzą się Ci obdarzeni mieszkańcy Ravki, jednak głównym wątkiem książki jest przecież coś zupełnie innego.
Alina Starkov i Malien Orecev są sierotami. Wychowywali się wspólnie w sierocińcu stworzonym w majątku księcia Keramsova i już od tamtych chwil byli niemal nierozłączni. Gdy dzieci dorosły, wstąpiły w szeregi Pierwszej Armii. Alina przyuczała się na kartografa, zaś Mal był jednym z najlepszych tropicieli. Ich przyjaźń dalej trwała, choć nieco się rozluźniła. Mal stał się popularny, a Alina wzdychała do niego z oddali. Wszystko zaczęło się jeszcze bardziej komplikować, gdy ich pułk miał się przeprawić przez Fałdę Cienia. Wilkry zdziesiątkowały załogę, a gdy miały dopaść Mala, rozbłysło oślepiające światło, przeszywające ciemność. Darkling zrozumiał, że znalazł długo wyczekiwaną Przyzywaczkę Słońca. Dzięki mocy dziewczyny, Ravka miała szansę raz na zawsze pozbyć się wilkrów i Fałdy. Przy okazji dziewczyna znalazła się na celowników wszystkich wrogów Królestwa. By chronić życie Aliny oraz uczyć ją posługiwania się swoją mocą, została ona pośpiesznie przewieziona do Małego Pałacu.
Do Aliny musiałam przez jakiś czas przekonywać, jednak ostatecznie zdobyła moją sympatię. Domyślam się, że z założenia miała być taka jakaś lekko nijaka: nie zbyt uzdolniona (poza nowo odkrytą zdolnością świecenia), nie za piękna, przeciętnie inteligentna, średnio zabawna. Właściwie uważam, że to za miłą odmianę. W końcu większość głównych bohaterek jest nieziemsko pięknych, niesamowicie inteligentnych, a przy tym odznaczają się taką odwagą, że nie jeden gladiator by im pozazdrościł. Także mamy przeciętną Alinę i dwóch facetów, którym do przeciętności bardzo daleko. Mal jest SuperTropicielem! Wręcz powinien mieć to wyrychtowane na koszuli! A Darkling jest SuperMocarzem! Ma tyle super mocy, że nikt nawet nie wie, co on tam konkretnie umie, poza puszczaniem czarnych witek i przecinaniem w pół, Bogu ducha winnych zamachowców.
Czytając "Cień i kość" Gosiarella liczyła na dwie rzeczy: ciekawy romans i dobrze wykreowany fantastyczny świat. Szczerze mówiąc w przypadku jednego i drugiego Gosiarella obeszła się smakiem. Relacja Alina -Darkling miała jako taki potencjał, ale Darkling, jako wielki władca był zbyt tajemnicy, a jako psychopata nie miał wystarczającego uroku. Z kolei relacja Alina-Mal, której byłam odrobinę bardziej przychylna, była dla mnie zbyt wypłowiała. Mimo, że lubię niezależne bohaterki to mam duszę romantyczki i wierzę, że kobieta powinna być uwodzona i zdobywana, a Mal miał wszystko podane na tacy, a przy tym kręcił nosem i czekał (niczym pies ogrodnika), czy ktoś inny będzie miał ochotę sprzątnąć mu danie z przed nosa. Przez to jakiekolwiek romantyczne związki w książce, jeśli już się pojawiały, wydały mi się nieco wymuszone.
Jeśli zaś chodzi o wykreowany świat to również mam pewne zastrzeżenia. Mój główny problem dotyczy świata Griszów, ich mocy i historii, która nie została w odpowiedni sposób przedstawiona w powieści. Gosiarella nie rozumie, jakimi mocami oni konkretnie dysponują. Lubię, gdy nowe fantastyczne światy są dopracowane w każdym calu, a nie lekko muśnięte. Na całe szczęście "Cień i kość" ma w sobie coś co Gosiarelle lubią najbardziej, czyli rosyjskie elementy. Jak to mówią: Rosja to stan umysłu, a w tej powieści jest on namacalny! Czuć ten niezwykły klimat. Przy okazji język ravczański był inspirowany językiem rosyjskim i mongolskim. Za to duży plus!
Styl Leigh Bardugo jest lekki, dzięki czemu nawet nie czuć, że "Cień i kość" to jej debiut. Mimo mojego lekkiego narzekania, muszę przyznać, że książkę czytało się całkiem przyjemnie i potrafiła wciągnąć w swój świat. Zwykle grymaszę, gdy męczę się przy czytaniu i/lub wszystko mnie irytuje. Tym razem marudzę głównie dlatego, że chciałabym więcej! Więcej szczegółów, więcej historii i detali dotyczących stworzonego świata oraz więcej akcji i postaci. Gdy widzę w czymś potencjał, który jest wykorzystany tylko w połowie, zaczynam się złościć, bo wiem, że mimo tego, że książka jest dobra, mogłaby być o niebo lepsza. Mimo wszystko polecam ją Wam, bo mam szczerą nadzieję, że drugi tom trylogi Griszy będzie powalał na kolana.