Zawsze zastanawiał mnie fenomen takich książek jak “Dolina mgieł i róż”. Dlaczego sięgamy po te naiwne, słodkie, zupełnie nierealne i niewiarygodne książki? Dla mnie to taka „guilty pleasure”. Wiem, że nie ma w nich wielkiej literackiej wartości, a jednak czytam. Czytam, kiedy chcę się oderwać od rzeczywistości, kiedy potrzebuję pocieszacza, kiedy chcę rozgrzać serce i uśmiechać do siebie. Po to chyba tego typu książki są tworzone. Niektóre czyta się miło, niektórych czytać się nie da. „Dolina…” należy do tych, które się czyta i mimo wad, niespójności, czasami absurdalnych sytuacji i wznoszenia oczu do nieba, czyta się dalej, aby dobrnąć do zakończenia z happy endem i chcieć jeszcze więcej.
„Dolina…” to druga część cyklu „Magiczne miejsce” i ja już wiem, że sięgnę po pozostałe, mimo wad, które dostrzegam. Tu jednak ciepło i humor przewyższają te niedociągnięcia.
Sabina to poczytna powieściopisarka, jej książki rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jedni je uwielbiają, drudzy wieszają na nich wszystkie psy świata. Sama Sabina pisze pod pseudonimem i nie za bardzo lubi się przyznawać do tego, że to ona jest autorką. Jest nieprzystępna, zimna, ucieka przed uczuciami. W pewnym momencie staje przed obliczem literackiego kryzysu. Termin oddania nowej książki zbliża się wielkimi krokami, a ona nie jest w stanie napisać jednego słowa. Wydawca postanawia wysłać ją do pensjonatu Pod Graalem i Różą. Historię powstania pensjonatu poznajemy w części pierwszej wspomnianego cyklu. Sabina ma tu odpocząć i w pięknych okolicznościach przyrody skończyć pisać swoją kolejną książkę, na którą zarówno wydawnictwo, jak i czytelnicy czekają z niecierpliwością.
Sabina niechętnie godzi się na wyjazd. Nie zajmuje jej jednak wiele czasu zaprzyjaźnienie się z mieszkańcami pensjonatu, co ją samą bardzo dziwi. Nie jest przecież osobą chętną do zawierania przyjaźni, najlepiej czuje się we własnym towarzystwie. A tu nagle spotyka różnorodną mieszankę osobowości i charakterów (niektóre z nich znamy już dobrze z części pierwszej) i czuje się z nimi wyśmienicie. Zmienia się w tempie błyskawicznym, staje się częścią społeczności i, to chyba nie powinno nikogo dziwić, nie ma ochoty wracać do starego świata. Oto, co z człowiekiem robi odrobina ciepła, przyjaźń, magiczne miejsce i miłość.
Tak, ja wiem, że takie rzeczy się nie zdarzają. Wiem też, że chciałabym, aby się zdarzały. Chciałabym poznać takie miejsce, chciałabym poznać taką zwariowaną, różnorodną gromadę osób i ogrzewać się ich ciepłem.
Dlatego od czasu do czasu będę takie książki czytać i już! 😊