Euro już za nami, jednak fanem piłki nożnej jest się przez cały rok. Przyznaję, że nie jestem zagorzałą wielbicielką – nie jeżdżę na mecze, nie interesuję się historią klubów, ale przyznaję, że z ochotą śledzę rozgrywki naszych rodzimych zespołów. Ostatnimi czasy miałam to szczęście, że w ręce trafiła mi książka Jacka Pierzyńskiego „Smolar. Piłkarz z charakterem”, stwierdziłam, że może warto się z nią zapoznać. Niestety urodziłam kilka lat przed zakończeniem kariery piłkarskiej przez Włodzimierza Smolarka, dlatego też jego postać znana była mi tylko ze słyszenia, często miałam do czynienia z jego nazwiskiem, jednak jak już wspomniałam – historią się nie interesowałam. Do pewnego czasu...
Miałam pewne obawy, bałam się, że to będzie zbiór suchych faktów przedstawionych w niezbyt przystępny sposób. Myliłam się, myliłam się po stokroć! Książka, mimo że autorstwa Jacka Perzyńskiego, jest napisana z perspektywy pierwszej osoby, dzięki temu czytelnik nie tylko poznaje istotne fakty z życia Włodka Smolarka, ale również poznaje jego uczucia w wielu decydujących momentach, jak fatalny mecz w Ipswitch. Z pewnością na uwagę zasługuje język, którym książka jest napisana, troszkę niedoskonałości powodowało, że biografia nabiera charakteru swoistej gawędy.
Książka pozwala odbiorcy na stworzenie własnego wizerunku Smolarka, pomimo że nie miało się okazji nigdy z nim spotkać, to ma się wrażenie, że jednego z najlepszych polskich piłkarzy zna się od dawna. Książkę kończą słowa: „Jedno wiem na pewno – zawsze pozostanę tym samym skromnym Włodkiem Smolarkiem z Aleksandrowa” i rzeczywiście! Poznając jego opinie, jego wspomnienia miałam przed oczyma słowa: „swój chłop”. Nie piętnował swoich kolegów po fachu nawet jeśli ich zachowanie na to zasługiwało, wszystkich szanował i chciał tylko móc utrzymać z nimi życzliwe stosunki.
W początkowych rozdziałach autor skupia się na ówczesnej sytuacji na świecie, a zwłaszcza na wydarzeniach przed narodzinami Włodka. Poznajemy jego sytuację rodzinną i początkowy plan na życie... bycie cukiernikiem. Smolarek wspominał, że zdarzało mu się piec ciasta dla swoich kolegów na zgrupowaniach. W książce pojawia się wiele anegdot na temat życia w PRLu, machlojek rządowych i szukania luk w prawie, byle tylko wyjść na swoje.
Choć to biografia nie uświadczy się tutaj refleksji na temat życia rodzinnego, brak w niej wspomnień dotyczących szkolnych kolegów. Jest tylko piłka. To właśnie dla futbolu żył Smolarek i powtarzał: „W sumie całe życie uganiałem się za piłką, ale gdybym znów miał wybierać, niczego bym nie zmienił. Kochałem piłkę”. Kochał także kibiców, wspierali go, podziwiali, a on z typową dla siebie skromnością uważał, że nie zasługuje na takie wyróżnienie, ponieważ każde odniesione zwycięstwo jest możliwe dzięki wspólnej pracy całego zespołu.
Początkowo nikt nie wierzył, że „Smoli” osiągnie sukces, jego mistrz cukierniczy Balcerek uważał, że prędzej mu kaktus na dłoni wyrośnie, niż to, że Włodek zostanie piłkarzem. Książka doskonale pokazuje, że bez względu na to czy ma się wsparcie otoczenia, można osiągnąć wiele. Włodzimierz Smolarek kochał piłkę i nawet jeśli czasami na treningach trochę sobie odpuszczał, to podczas meczy dawał z siebie całe sto procent. W odniesieniu sukcesu, jak sam zawsze powtarzał, najbardziej pomogły mu naturalne predyspozycje – wytrzymałe płuca i szybka regeneracja organizmu po kontuzji. Najbardziej zaskakujący był fakt, że gdy jego drużyna FC Utrecht grał z Realem Madryt, nawet pomimo połamanych żeber (nie poinformował nikogo o tej poważnej kontuzji) Smolarek nie odpuścił meczu, a nawet strzelił gola!
Dla kogo ta książka? Z całą pewnością dla działaczy PZPNu... Włodzimierz Smolarek zawarł w treści wiele rad dla uzdrowienia polskiej piłki, teraz jeszcze musi pojawić się ktoś, kto postanowi wcielić jego plany w życie. Oczywiście dla fanów piłki nożnej jest to pozycja obowiązkowa. Choć pojawia się w niej kilka minusów (mnie najbardziej przeszkadzały zdecydowanie za długie rozdziały), to z pewnością po jej przeczytaniu, każdy kto nie miał okazji wcześniej obejrzeć gry Smolarka, skusi się na zobaczenie słynnego tańca z piłką w rogu boiska w meczu z reprezentacją ZSRR. Z pełną odpowiedzialnością, zapewniam, że te kilka minut wywołuje uśmiech na twarzy...