Pierwsza recenzowana książką z mojego świątecznego stosiku. Dlaczego akurat ta? Kupiłam ją, bo szukałam jakiejś książki związanej z Bożym Narodzeniem, żeby wprawić się w ten swoisty klimat. Wybrałam Święta z kardynałem, w których to zainteresował mnie opis z tyłu okładki. Wydawał się taki sympatyczny i przyjazny, w sam raz na zimowy wieczór.
Czy książką również spełniła moje oczekiwania?
Oswald jest starszym, samotnym mężczyzną. Udaje się na wizytę do lekarza, który nie ma dla niego zbyt optymistycznych wieści. Pozostają mu góra dwa lata życia, gdyż rozedma płuc, na którą Oswald choruje, osiągnęła stadium krytyczne. Za poradą lekarza, mężczyzna pozbywa się swojego majątku i wyjeżdża do zapomnianej przez czas mieściny, jaką jest Lost River. Ulotka głosi, iż jest to miejsce zbawienne dla zdrowia, z czystym powietrzem, pełną ryb rzeką i miłymi mieszkańcami. Ulotka nie kłamała. Nowy gość już pierwszego dnia jest rozpoznawany przez mieszkające w Lost River osoby. Poznaje Roy'a - sprzedawcę w tutejszym sklepie, Frances - kobietę, dzięki której ma gdzie mieszkać i jej siostrę - Mildred. Z tymi (i jeszcze wieloma innymi!) ludźmi spędzi niezapomniane święta, których z pewnością nie zapomni do końca swojego życia.
O czym właściwie jest ta książką? O miłości, przyjaźni, przywiązaniu, bezinteresowności. Ale też o ludzkim lekceważeniu, bezradności wobec upływającego czasu i wobec Śmierci.
Oswald T. Campbell dopiero w Lost River odnajduje swoje miejsce na Ziemi. Dopiero tam odnajduje swoją pasję i szczęście. Uczy się kochać i szanować przyrodę. Porzuca swoje nałogi i, odzyskuje częściowo już utracone, zdrowie. Jednym słowem - zaczyna żyć od nowa.
Pomagają mu w tym niezastąpieniu mieszkańcy miasteczka. Między innymi Frances, która pragnie zeswatać go ze swoją siostrą, co chyba jej nie wychodzi. Na wpływ zaaklimatyzowania się Oswalda w nowym miejscu, na pewno miał też wpływ nasz kardynał Jack. A kim on jest? Powiem Wam szczerze, że na początku myślałam, iż chodzi tu o duchownego. Wiem, wiem, śmiejcie się, ale w życiu nie słyszałam o takim ptaku!. Dopiero później skojarzyłam, że tytułowy kardynał pewnie ma jakiś związek z ptakiem na okładce. Moje przypuszczenia zostały potwierdzone w miarę zagłębiania się w treść powieści.
Podobał mi się wątek małej Patsy. Zabiedzonej, małej dziewczynki, która ma problemy z nogą. Był on jednym z głównych wątków w książce, w okół którego kręciła się większość akcji. Rozczarowało mnie jedynie zakończenie. Nie wiem jak zakończyły się poszukiwania małej przez władze Alabamy. Tylko ta wada rzuciła mi się w oczy.
Akcja, mimo iż nie jest szybka i trzymająca w napięciu, potrafi czytelnika wciągnąć. Święta z kardynałem, to dobra książka na właśnie takie wieczory, jakie mamy teraz za oknem. Pochłonęłam ją w jeden wieczór, pewnie też za sprawą jej objętości, gdyż ma ona zaledwie 213 stron. Ale dzięki tej lekturze, możemy choć na dwie godzinki przenieść się w inny świat i świętować Bożę Narodzenie z mieszkańcami sennego miasteczka Lost River.