Wszyscy zachwalają serię „Jutro”. Rzadko kiedy mogłam znaleźć negatywną recenzję tej książki, więc z wielką ochotą i zapałem zaczęłam ją czytać. Mimo wszystko moje oczekiwania były całkiem inne i miałam nadzieję, że pierwsza część „Jutro” przyniesie mi trochę więcej.
Autorem jest australijski pisarz John Marsden (ur. 27 września 1950r.). Seria, o której wcześniej wspomniałam jest jedną z jego najbardziej znanych dzieł przetłumaczonych na wiele języków. Pierwsza część została wydana w 1993 roku. Dość dawno, prawda? Na nasze półki wskoczyła dopiero w 2011 roku. Duża rozbieżność czasu. Ale tak to już u nas jest, że książki pojawiają się z wielkim opóźnienie. W każdym razie cykl „Jutro” otrzymał wiele nagród i stał się jedną z najbardziej popularnych powieści dla młodzieży.
To wszystko wskazuje na naprawdę genialną książkę, dlatego tak wiele od niej wymagałam.
„Jutro” opowiada o grupce przyjaciół, która wybiera się na wycieczkę do Piekła. Ale spokojnie! To tylko nazwa pewnego miejsca w górach. Spędzają przyjemnie czas na zabawie i spacerach, aż można im pozazdrościć. Jednak, gdy nadchodzi pora powrotu do domu, niektórzy bohaterowie czują niepokój. To uczucie unoszące się w powietrzu, gęsta atmosfera. Ellie-narratorka, miała poczucie, że coś jest nie tak. Miała rację. Wracając natknęli się na ciała zwierząt, które zmarły z głodu, bądź braku wody. A ludzie zniknęli. Grupka dzieciaków musi się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i walczyć o przeżycie. A wtedy „żarciki” o III wojnie światowej, w ogóle nie śmieszą.
Bohaterowie zachowują się realistycznie. Boją się, pragną by wszystko było snem, a przede wszystkim zachowują zimną krew. Mimo stresu i przerażenia starają się robić wszystko by ujrzeć „Jutro”. I za to trzeba pogratulować autorowi, ponieważ reszta pisarzy zapewne dałaby swoim postaciom karabiny i kazała strzelać do żołnierzy.
Fabuła jest ciekawa i czasem trzyma w napięciu. Niestety, w niektórych momentach powiało nudą, ale to tylko lekki wiatr, który po chwili ucichł. Język jest prosty i nie sprawia problemu, dzięki temu książkę czyta się bardzo szybko. Wręcz mogę powiedzieć, że ją „pochłonęłam”. Spodobała mi się, ale (zawsze jest jakieś „ale”) czegoś mi w niej brakowało. Może to „czasem”, przed „trzyma w napięciu” mi tak bardzo przeszkadza.
Jeden aspekt okropnie mi się nie spodobał. Chodzi o romans między bohaterami. Rozumiem, że to literatura młodzieżowa i takie rozterki typu „którego chłopaka wybrać” należy wrzucić do kotła by otrzymać, coś co spodoba się każdemu. Jednak w „Jutrze” było to dość nienaturalne. W końcu jest wojna, a jedna z głównych bohaterek ma taki „problem”. Mimo wszystko przełykam z trudem i wybaczam to niby przewinienie.
Książkę polubiłam przez moje rozmyślania „co by było gdyby…”. Jak ja zachowałabym się w takiej sytuacji jak oni? W końcu nikt nie jest tego pewien, a obserwowanie młodziaków bardzo mi się podobało. Lubię tego typu powieści osadzone w realiach, chociaż rzadko po nie niestety sięgam.
„Jutro” nie wiem czemu, kojarzyło mi się z „GONE”. Miała wrażenie, że to dość podobne historie i z jednej strony nie myliłam się. W końcu przedstawiają nastolatków walczących o przeżycie, ale „Jutro” jest bardziej realistyczne. Nie ma tam wątku dotyczącego paranormalnych mocy. I dobrze. Mimo wszystko „GONE” bardziej przypadły mi do gustu.
Nie wiem, czy książka zasłużyła na takie oklaski, jakie otrzymała. Może moje wątpliwości rozwieją kolejne części, po które może kiedyś sięgnę.
W każdym razie polecam „Jutro”. Mimo jakichś niedociągnięć jest przyjemną lekturą.
Ocena: 7/10
„Przyszłość to przyszłość. Sama o siebie zadba.”