Są takie książki, od których nie można się oderwać. Są też takie, które od samego początku zaczynają nudzić i już wtedy wiadomo, że całość się nie spodoba. Drugi wariant idealnie pasuje do powieści Koontza.
Magic Beach - miasteczko, gdzie Odd Thomas przyjeżdża, poszukując spokoju. Już sama nazwa brzmi magicznie, prawda? Mieszka u zsiwiałego Hutcha, który jak bardzo zapatrzony w siebie. Ma wyimaginowanego psa, który wabi się Boo. Ma również "szósty zmysł", dzięki któremu widzi zmarłych, nie mogących wymówić ani jednego słowa. Pewnego dnia ma jakiś dziwny sen, w którym widzi ni to ładną ni to brzydką dziewczynę. Już niedługo po tym używa swojego magnetyzmy psychicznego, aby odnaleźć dziewczynę i zapobiec nieszczęściu - w końcu widział ją we śnie, na pewno coś się stanie.
A teraz, by zakończyć spoiler, zacznijmy od oceny...
Początek - nudny. Owszem, lubię, jeśli dana sytuacja jest dobrze rozpisana, jednakże w tym wypadku autor znacznie przesadził. Przez kilka rozdziałów nie dzieje się nic, oprócz tego, że Odd chce się uratować i skutku idącego za tym.
Dalej... [spoiler!] Poznał dziewczynę, coś się wydarzyło, a teraz on musi ją odnaleźć. Przychodzi do domu, w którym mieszka, ona na niego czeka, jedzą kolację, muszą uciekać, on ją zawodzi do znajomej, sam zostaje złapany, odkrywa spisek...[koniec spoilera] Bla bla bla. Według mnie, jest to tak naciągane, a do tego napisane beznadziejnym językiem, że aż się czytać nie da. To wszystko brzmi jak scenariusz tandetnej książki dla młodzieży o wampirach czy wilkołakach lub po prostu nadludzkich mocach, która i tak podbiłaby serca milionów. Kootnz chciał stworzyć odpowiedni klimat, ładne dialogi, szczegółowe opisy... Niestety, nic z tego mu się nie udało. Dialogi owszem, w niektórych miejscach są bardzo ciekawe, jednak stanowczo za mało ich w tej książce, aczkolwiek w sumie nie wiem, gdzie można by je umieścić. Jednak dedukując, zapewne tak miało być. Klimat - a raczej jego brak. Co z tego, że są różne szczegóły, jak zawierają tylko opis tego, co dzieje się dookoła, a brakuje odczuć głównego bohatera? Nie jest on bezuczuciowy, sam to przecież podkreślił, jednak tak właśnie opisał go Koontz.
Jeśli chodzi o język, jakim powieść została napisana, to nie mam aż tak dużych zastrzeżeń. Fakt - zdarzały się zdania, które po prostu bawiły, jednak Koontz nie jest amatorem, potrafi pisać, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo owa powieść mu niestety nie wyszła.
A, i jeszcze te zdolności parapsychiczne... Przyznam szczerze, że temat jest dość ciekawy. Gdyby autor skupił się wyłącznie na tym i nie wrzucił tutaj wątku "kryminalnego", wyszłoby naprawdę dobrze. Chociaż w sumie wątek kryminalny tu pasuje, ale nie do końca taki, jak opisał to Kootnz i jak to opisał. Czyli jednak brakuje mi argumentów na jego obronę...
Jednak nie mogę być tak źle nastawiona do tego pana. Jego książki znalazły uznanie w ludzi na całym świecie, a ilość sprzedanych powieści wynosi ponad 320 milionów. Fascynująca liczba.