Rzym wspominam z rozrzewnieniem. Wiele tam zobaczyłam, wiele poznałam, wiele się śmiałam - jak to bywa podczas wypraw ze znajomymi. Przyznaję jednak ze smutkiem, że nie potraktowałam Wiecznego Miasta należycie i nie wybrałam się na zwiedzanie niektórych słynnych miejsc. Rzym jednak urzekł mnie tym, co miałam okazję doskonale poznać - swoją codziennością. Kiedy słyszę czy czytam nazwę Rzymu, moje zmysły momentalnie się wyostrzają. Podobnie było, kiedy w bibliotece natknęłam się na „Moje rzymskie wakacje”, które oprócz tytułu urzekły mnie swoją iście włoską i beztroską okładką. Liczyłam na lekką i szybką lekturkę, która ożywi moje piękne wspomnienia. Czy się zawiodłam? Nie do końca.
Cat poznajemy jako trzydziestoczteroletnią pannę, nie bardzo rozgarniętą i niegrzeszącą dużym ilorazem inteligencji. Ma młodszą siostrę, kochanego ojca i przykre wspomnienia z dzieciństwa. Dodatkowo wiedzie doskonale ułożone, systematyczne, jednym słowem: nudne życie. Wiele się zmienia, kiedy na weselu dwudziestodziewięcioletniej siostry poznaje przystojnego Michaela Evangelisti. Zarówno on, jak i kilka innych osób namawiają Cat na powrót do Rzymu - miejsca, w którym przed trzynastu lat była szczęśliwa. Kiedy postanawia posłuchać tych rad, czuje się wykorzystana i zdradzona, toteż ma nadzieję na doznanie ulgi, wdychając włoskie powietrze. W Wiecznym Mieście wszystko dzieje się szybko: już pierwszego dnia idzie do łóżka ze swoją dawną miłością, poznaje charyzmatyczną i stanowczą Karinę oraz gubi się w licznych uliczkach, tym samym nieświadomie odgrywając rolę księżniczki Anny z „Rzymskich wakacji”. Co jednak najważniejsze - Caterine postanawia zmierzyć się z demonami przeszłości, które paradoksalnie swój początek mają właśnie w słonecznej stolicy Włoch, oraz zmienić swoje pedantycznie poukładanie życie. Każdy krok, każda fotografia i każda szczera rozmowa z nowymi przyjaciółmi ukazuje kobiecie, kim tak naprawdę jest, i uczy, że są rzeczy, o które zawsze warto walczyć.
Mam bardzo mieszane odczucia, jeśli chodzi o tę książkę. Fabuła jest nieco przewidywalna, ale jednak potrafi zaskoczyć. Język niewyszukany, beznadziejnie prosty, w dodatku irytujący zawsze wtedy, kiedy w dialogach zdania kończą się idiotycznymi pytaniami retorycznymi. Co mi się podobało, to oczywiście Rzym i wędrówki Cat z aparatem, bo wtedy czytałam o tym, co najbardziej mnie interesowało. Z początku powieść była nudna, ale w momencie poznania przez bohaterkę Marco, który pomaga jej w walce z przeszłością, akcja wraca na właściwą drogę. Dlatego też mój wniosek końcowy: autorce nie wyszedł początek. Przez pierwsze dziesiąt stron wszystko irytuje: Cat, język, bohaterowie, wydarzenia i tempo. Jak dobrze, że na szczęście później wszystko wraca do normy.
Po tej książce zakochałam się w Rzymie jeszcze bardziej, więc wszystkim polecam „Moje rzymskie wakacje”. Dlaczego? Jest to naprawdę lekka, niezobowiązująca powieść, dzięki której włoska stolica wydaje się być tuż za rogiem. Bardzo chciałabym tam wrócić. Teraz wakacje dobiegają końca, ale kto wie, może w przyszłości spotkamy się na jednej z urokliwych rzymskich uliczek?