Książki Jolanty Bartoś od jakiegoś czasu z chęcią sprawdzam. Przygoda zaczęła się moja z powieściami tej autorki od "śpij dziecinko, śpij", a to wszystko dlatego, że wcześniej byłam przekonana, nie wiadomo z jakiego powodu, że jej twórczość nie jest dla mnie i nie przypadnie mi do gustu. Na szczęście, wpadła mi w ręce właśnie wspomniana wyżej książka i od razu wiedziałam, że ma w sobie to "coś", które mnie przyciąga i będę chciała przeczytać więcej jej powieści.
I najnowszą jest właśnie "Krzyk ciszy", która nie dość, że już sama z siebie wydawała mi się ciekawa, to okładka dopełniła oczarowania i nie mogłam się doczekać aż sprawdzę o czym tym razem Bartoś opowiedziała.
Poznajemy główną bohaterkę, panią transplantolog i w tym miejscu ja już byłam zaciekawiona, bo miałam nadzieję, że to będzie miało jakieś znaczenie w fabule. Ale najpierw razem z nią przenosimy się do wielkopolski, a mianowicie do Jaraczewa. To tam znajduje się nieruchomość, którą Barbara odzyskuje i chce ją wyremontować, przywrócić jej dawną świetność. I to w tym miejscu poznaje ona chłopca, kilkuletniego i nawiązuje z nim pewnego rodzaju więź. Problem pojawia się w momencie, gdy dziecko znika, a jego matka oskarża Barbarę o porwanie. W tym miejscu akcja bardzo przyspiesza, bo nasza główna bohaterka najpierw musi pilnie jechać do Warszawy, później otrzymuje grant naukowy i wyjeżdża za granicę, a następnie przenosimy się aż pięć lat w przód. Tak, tym razem nie wracamy do przeszłości, a właśnie wybiegamy w przyszłość. Po tych pięciu latach Barbara wraca do Jaraczewa z dzieckiem, dwunastoletnim, które adoptowała. Oczywiście matka zaginionego przed laty chłopca twierdzi, że jest aż nadto podobny do Karola, którego przywiozła ze sobą do posiadłości Trzebińska. Zaczynają się problemy, a matce zaginionego chłopca znika kolejne dziecko i ta popada wręcz w obsesję chcąc odebrać za wszelką cenę Karola Barbarze.
Spodziewałam się, że będzie to ciekawa opowieść, że powieje nieco grozą i niepokojem, ale nie wiedziałam, że będzie to aż tak zaskakująco dobra książka. Powiedziałabym, że to obyczajówka, ale tak trzymająca w napięciu, że zahacza o thriller. Wszystko dzieje się najpierw dość wolno, a później, gdy przyspiesza i wychodzą na jaw pewne rzecz okazuje się, że wszystko było przez autorkę skrupulatnie zaplanowane.
Zawiodłam się jednak na postaci głównej bohaterki. Rozumiem z czego wynika jej sława, grant, wyjazd, ale kurczę miałam nadzieję na jakieś smaczki z pracy takiej osoby i tu tego zdecydowanie zbyt mało. Choć jako człowiek jest ciekawą postacią i wszystko co z nią związane powoduje, że podczas czytania łatwo zacząć się zastanawiać czy faktycznie ma czyste sumienie.
Ta książka jest inna niż tradycyjne obyczajówki, ale i zupełnie inna niż typowe thrillery. I chyba to jest jej największą zaletą, bo ciężko się po niej czegoś spodziewać, zakładać jakieś sytuacje i dzięki temu nie da się od niej oderwać. Dobrze napisana, a akcja się nie dłuży. Czyżbym dopisała kolejne nazwisko na swoją listę, po które sięgać będę zupełnie w ciemno? Aż dziwne, że dopiero teraz!
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka.