„Norman miał skłonności do takich małych dziwactw. W szkole koledzy mówili mu, że podczas czytania lub nauki wydaje różne dźwięki, mamrocząc ledwie zrozumiałe słowa lub wydając cienkie piski. (…) Mama często ganiła go za ssanie ubrań podczas czytania lub gry na komputerze, a wilgotna plama na T-shircie zazwyczaj stanowiła niezbity dowód, że rzeczywiście to robił.”*
Na pewno nieraz powiedzieliście komuś lub napisaliście na blogu o jakiejś książce „Tak, niesamowicie mnie wciągnęła”. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak wielki błąd popełniacie. Bo to Księgowir autorstwa kanadyjskiego informatyka, Paula Glennona, pochłonie Was, w każdym tego słowa znaczeniu.
Naszego głównego bohatera, Normana, poznajemy podczas czynności, którą zajmuje się zazwyczaj, czyli gry wideo. Świat realny miesza mu się z wirtualnym. Nie interesuje go nic innego niż kolejny poziom magii smoka, którym musi pokonać kilku zbójów. Czytanie uważa za ostateczność, lecz jest jedna książka, po którą chętnie sięga. Kiedy, pewnego dnia, zaczyna obgryzać kolejne stronice lektury, „wpada” do swojej ulubionej powieści.
Cóż… Powiem tak: Inaczej wyobrażałam sobie tę książkę. Czytając opis, miałam wrażenie, że będzie to naprawdę ciekawa historia. Myślałam o Normanie wpadającym do różnych książek, od fantastyki po czasy historyczne, od romansów po bajki dla dzieci… I… Nieco się przeliczyłam.
Otóż Norman trafia do swojego ulubionego królestwa, pełnego rycerzy i dam dworu. Nie znamy tej historii w oryginale, nie wiemy, jak powinna się potoczyć i „co by było gdyby…”.
Opowieść o czasach średniowiecza nie była zła, jednak… Nijak nie trzymała się tematu, którego spodziewamy się po przeczytaniu opisu. Gdyby uciąć pierwszy i ostatni rozdział, powstała by zwyczajna książka, a’la „Król Demon”, o królach i smokach. Serio. Czytając, można kompletnie zapomnieć, że Norman urodził się parę wieków później i trafił tu przez przypadek.
Jeżeli macie ochotę na coś takiego, w klimacie „Endymion Spring”, proszę bardzo, nie bronię. Jednak od razu mówię, nie nastawiajcie się na przygody chłopca wędrującego pomiędzy baśniami. Mimo pięknej okładki.
„Pytali go już z milion razy o nazwisko rodziców i adres zamieszkania. Norman nawet nie wiedział, w jakim świecie się znajduje, nie mówiąc już o mieście. Jego ulica, dom i rodzice prawdopodobnie nie istnieli w tej książce. Szukając wymówki, Norman tylko powtarzał to, co słyszał w serialach kryminalnych.
– Najpierw muszę skontaktować się z moim adwokatem.”
Księgowir
Bookweird
Paul Glennon
Ewa Kleszcz
Świat Książki
288 str.
2010
*Str. 23
**Str. 218