Będąc dzieckiem tak łatwo jest odpłynąć w krainę magii. Nie raz, nie dwa zamykaliśmy się w naszym świecie i nie wpuszczaliśmy do niego smutku i ponurego nastroju dorosłych. Wydawało nam się, że wszechświat jest tylko na wyciągnięcie reki, że otaczają nas krasnoludy, wróżki, chochliki, elfy... Tylko my oczywiście nie możemy ich zobaczyć. Czym starsi jesteśmy tym poważniej podchodzimy do życia, a to co kiedyś wydawało nam się codziennością, jest teraz absurdem.
Jako zwykła, przeciętna nastolatka Meghan Chase ma swoje problemy i problemiki. Ludzie ze szkoły jej nie zauważają, a gdy już się to zdarzy to jest najczęściej obiektem drwin. Jest dziewczyną ze wsi- nigdy nie ubierała się ładnie i nikt nie chciał się z nią zadawać.
W szesnaste urodziny, które mogły być jednym z niewielu szczęśliwych dni w roku zostaje upokorzona na forum szkoły przez kolegę, co powoduje upadek na dno w rankingu towarzystwa szkolnego. Tego nieszczęsnego dnia jej życie wywraca się do góry nogami. Najlepszy dotychczas przyjaciel wyjawia Meghan sekret, który swoją niemożliwością, przekracza wszystkie granice. Okazuje się, ze Robbie jest znanym ze Snu nocy letniej Pukiem, a świat elfów i innych magicznych stworzeń naprawdę istnieje! Co więcej, na domiar złego zostaje porwany czteroletni braciszek dziewczyny- Ethan. Wszystkie znaki wskazują na to, że chłopca porwał ktoś z baśniowego świata Nigdynigdy.
Wydawać by się mogło- zwykła nastolatka, skazana na wędrówkę po nieznanym świecie elfów. Jednak nikt nie była przygotowany na wydarzenia, jakie los dla niej szykował.
Zaczynając tą książkę, ze względu na pochlebne recenzje postawiłam jej poprzeczkę bardzo wysoko. Tak się bałam, że się przeliczyłam. Po przeczytaniu ostatniego zdanie mogłam się rozluźnić i szeroko uśmiechnąć. Bo książka naprawdę mi się podobała!
Julie Kagawa miała świetny pomysł na ogólna fabułę. Każdy wie jak wygląda elf, ale tak ciężko teraz znaleźć książkę o tej tematyce. Cieszy mnie, że Autorka postanowiła odświeżyć tematy książek młodzieżowych.
Cały świat wykreowany przez autorkę wydaje się dobrze przemyślany, choć w połowie książkę naszły mnie myśli, czy wszystko nie jest nazbyt schematyczne? Dobro- zło, zima- lato, ciepło- chłód... a do tego magiczna kraina niszczona przez niepamięć i brak fantazji u ludzi. Wydaje mi się to dużym minusem, ale ostatecznie do przełknięcia.
Zaczarowała mnie atmosfera powieści i niektórzy bohaterowie. Postaciami które szczególnie ujęły mnie za serce był Grimalkin- umiejący mówić kot i Ash- Mroczny Książę. Oni wydawali mi się wraz z Pukiem najbardziej odstawać od reszty, ale co do Robina Koleżki to jakoś szczególnie nie pałam do niego sympatią. Nie wiem dlaczego.
Kolejnym plusem jest to, że w Paranormalach które teraz czytamy rzadko Autorzy prezentują nam oddzielny świat. Najczęściej w takich książkach tylko niektóre elementy są fantastyczne, a w Żelaznym Królu jesteśmy świadkami poznania przez główną bohaterkę zupełnie innej cywilizacji, zupełnie innego życia.
Oczywiście w tej lekturze również znalazł się wątek romantyczny, ale nie był najważniejszy i to nie na nim opierała się fabuła, tak jak to najczęściej jest.
Wydaje mi się, że książka jest naprawdę pozycją wartą uwagi. Wprowadzi powiew świeżości do każdej domowej biblioteczki. Dzięki jej oryginalności z niecierpliwością wyczekuje kolejnej części i serdecznie wszystkim polecam! Wkroczcie do świata elfów, a nie pożałujecie!
Moja ocena: 8/10