"Przeszłość jest za mgłą. Przyszłość tym bardziej. On czai się w teraźniejszości... liżąc ostrze!"
Podkomisarz Kacper Drelich jest dobrym gliną oraz szczęśliwym mężem i ojcem. Któregoś dnia podczas nieudanej akcji wpada w zasadzkę. By się z niej wydostać zabija oprawcę. Od tego momentu zaczyna wszędzie dookoła widzieć śmierć: patrząc na ludzi wokół siebie widzi śmiertelne rany na ich ciałach albo ich nagle postarzałe oblicza. Nocami natomiast śnią mu się morderstwa, o których rankiem dowiaduje się, że faktycznie miały miejsce.
Tymczasem w kancelarii Grzegorza Wiernego - "wybitnego prawnika, wesołego filantropa i założyciela największej kancelarii adwokackiej w kraju", pojawia się jego psychopatyczny syn Gerard z zamiarem zabicia ojca. Mimo celnie oddanego strzału w głowę Grzegorz po chwili wstaje, zabija syna, zabiera z biura paczkę papierosów mentolowych, na twarz nakłada maskę satyra i wychodzi z biura...
Książka podzielona jest na dwie części: pierwsza to próba dojścia do siebie Kacpra po wypadku oraz śledztwa w sprawie śmierci policyjnych informatorów, którzy kolejno giną, a wszystko to przeplatane kolejnymi wejściami Satyra. W drugiej części pozornie niezwiązane ze sobą wątki zaczynają się łączyć, co oznacza, że akcja komplikuje się ponad wszelkie wyobrażenia.
Ćwiek wprowadza nas w świat przypominający grę komputerową: bohater nie wie nic o swojej przeszłości, nie wie kim tak naprawdę jest, nie wie co się za chwilę wydarzy i dlaczego. Świat Kacpra Drelicha to świat, w którym przyjaciele nie zawsze okazują się przyjaciółmi a wrogowie wrogami, świat w którym seria z broni palnej wymierzona prosto w przeciwnika nie unicestwia go a pozornie zabity albo znika bez śladu, albo za chwilę wstaje bez jakichkolwiek oznak świadczących, że przed momentem był martwy.
"Liżąc ostrze" to książka lekka, łatwa i przyjemna: wciąga od pierwszych stron i gdy się już zacznie czytać, trudno się choć na chwilę oderwać. Zaczyna się według recepty Hitchcocka: najpierw mamy trzęsienie ziemi a potem napięcie rośnie. Akcja od początku toczy się w szybkim tempie i z każdą stroną przyspiesza. Prawie każda strona niesie za sobą kolejny zwrot akcji. Skutkiem ubocznym tego jest niedostateczne skupienie się na postaciach. Jeszcze dość wyraziście zarysowana została postać głównego bohatera: wiemy kim jest Kacper Drelich, co myśli, co czuje, czego się obawia, znamy jego lęki, rozterki i dylematy moralne. Cała reszta postaci jest jednowymiarowa, nawet na opisy ich stanów emocjonalnych Ćwiek się specjalnie nie wysila, odwołując się do popkultury: syn Kacpra ma pas z nabojami taki sam jak w "Dzikiej bandzie", Franek Trolewski w jednej z wizji Kacpra wygląda zupełnie jak Max Shreck w starym "Nosferatu" a ojciec Jan czuje się jak ksiądz Callahan z "Miasteczka Salem".
Na okładce wydawca podaje informację, że mamy do czynienia z książką "z pogranicza kryminału i horroru". Czy rzeczywiście? Kryminał a i owszem, odnajdujemy w historii Kacpra, który usiłuje rozwiązać sprawę tajemniczych i drastycznych morderstw. A ile w tym wszystkim horroru? Teoretycznie jest tu wszystko, co horror powinien zawierać: potwór, żywe trupy i duża ilość drobiazgowo opisanych brutalnych morderstw. I tylko wszystko to razem nie wywołuje uczucia, które horror wywoływać powinien: powieść Ćwieka nijak nie przeraża.
"Liżąc ostrze" z pewnością zadowoli tych, którzy cenią wartką i zakręconą akcję, gore i niespodziewane zakończenia. Jednak jeśli ktoś oczekuje klimatu grozy, czy choćby nawet jedynie gęsiej skórki, to raczej się rozczaruje.