Zaciekawił mnie sekret powodzenia tej książki, bo jej fragmenty cieszyły się dużą popularnością na wattpadzie, platformie internetowej gdzie każdy może zamieszczać swoje historie, a czytelnicy głosują kliknięciami i lajkami. Mamy zatem prawdziwy sukces, tak różny od pompowanego kampaniami reklamowymi czy entuzjastycznymi blurbami. Rozwiązanie zagadki jest proste. Otóż czytelnicy/czytelniczki są jak legendarny inżynier Mamoń: lubią te książki, które znają. Bo rzecz utkana jest z samych stereotypów i chwytów znanych z setek innych romansów, powiem więcej, bardziej z filmowych komedii romantycznych niż z książek. Poniżej uzasadniam ową tezę.
Po pierwsze wszystko dzieje się w Nowym Jorku, a dlaczego nie powiedzmy w Pułtusku? No cóż, New York to New York, miasto z bajki... Bohaterami są, ona i on. Ona nazywa się Mackenzie i jest oczywiście piękna: „Była bardzo ładna, miała owalną twarz i wysoko zarysowane kości policzkowe. Czarny warkocz zwisał na jej ramieniu, a kończył się prawie przy pasie.” Mackenzie opiekuje się 10-letnią siostrzenicą, której rodzice zginęli w wypadku samochodowym (znany motyw), więc, zamiast studiować, zatrudnia się jako sprzątaczka w korporacji; zagadka: jaka komedia romantyczna przychodzi na myśl?
On to Quenten, przystojny milioner (jak wiadomo w Ameryce przystojnych milionerów na pęczki), prezes firmy, który, będąc dzieckiem, stracił rodziców w wypadku (strasznie dużo wypadków w tej Ameryce, niebezpieczny kraj...).
A intryga zaczyna się tak, że Quenten pod wpływem kaprysu awansuje Mackenzie ze sprzątaczki na swoją sekretarkę. A potem, przymuszony okolicznościami, musi szybko przedstawić rodzinie swoją narzeczoną. Nie ma nikogo pod ręką, proponuje więc Mackenzie udawanie przez dwa tygodnie narzeczonej, oczywiście nie za darmo, po tym czasie wszystko ma wrócić do normy. Panna się oczywiście ochoczo zgadza. Kolejna zagadka, z jakiego filmu to znamy? Tak sobie pomyślałem, że zgodziłaby się albo wyrachowana suka, albo idiotka, niezdająca sobie sprawy z konsekwencji, Mackenzie nie jest ani jednym, ani drugim, więc psychologicznie wygląda to słabo.
A potem mamy różne miłe scenki, jak to Kopciuszek powoli staje się księżną, a chemia między naszą parą narasta: „Patrzyłam na jego prosty nos, wyraźną dolną szczękę oraz jasne usta i nie mogłam powstrzymać fali gorąca, która przeszyła moje wyposzczone ciało.” Standard.
Książka jest zatem dosyć sprawnie ułożonym zbiorem znanych stereotypów. Niestety, jak już wspomniałem, psychologia, zwłaszcza postaci pobocznych, jest słaba, płaskie są i jednostronne. To rzecz pisana z pozycji licealisty, może początkującego studenta, który jeszcze niewiele rozumie ze świata i ludzi. Niemniej w czasie czytania nieźle się bawiłem, odkrywając kolejne stereotypy i niezwykłe zbiegi okoliczności, którymi raczy nas autorka.
No więc sposób na popularność i sukces czytelniczy jest prosty: piszmy książki, które czytelnicy już znają, i tyle w temacie. A korzyść z tej lektury jest taka, że nie mam czego szukać na wattpadzie.