Wspomniane powyżej Orkan Fantasy jest dla mnie zbiorem opowiadań o ludziach z pewnymi mutacjami lub zmianami cielesnymi, którzy pomimo życia w ubóstwie, na dnie hierarchicznej drabiny występującej w mechanicznym świecie, wykazują się ogromnym altruizmem oraz kierują się najwyższymi i najważniejszymi wartościami.
Dwie części z czego każda z nich składa się z trzech opowiadań przedstawiają ponure, paskudną i obrzydliwą krainę Vakkerby zdominowaną przez maszyny, Zakon Technomagów rządzący owym miejscem oraz zamieszkałą przez ludzi zmutowanych przez magiczne odpady wypływające z fabryk należących do Zakonu. Na tak ponurym tle rozgrywają się różnego rodzaju ludzkie tragedie, istoty z najniższych warstw stają przed ważnymi wyborami, dokonują ryzykownych decyzji i stawiają czoła przeciwnością.
Część Ślepe Zaułki przybliżyła mi losy czwórki bohaterów: matki, która w obronie własnego dziecka decyduje się na ryzykowną mutację, całkowitą deformację swojego ciała i wystąpienie przeciwko lokalnym władzom; sześcioręką Tane-Tani, której rodzina została pojmana, a ona sama jako dziwadło trafia do cyrku, by po latach wydostać się z niego, zamieszkać ze swoim przyjacielem i zarabiać na ucieczkę z Vakkerby w burdelu; chłopca ściganego ze względu na jego niespotykane właściwości i jego pragnienie wolności, tak wielkie, że gotów jest oddać za wolność swe życie. W tej części miałam okazję zrozumieć jak wielka jet potęga matczynej miłości, jak ciężko jest odkryć prawdziwą, bezinteresowną miłość oraz ile warta jest wolność. I o ile losy walecznej matki i uciekającego chłopaka bardzo mnie wciągnęły i poruszyły, o tyle historia Tane-Tani i grabarza Gebneha ślepo zakochanego w kobiecie z wyższych sfer wydała mi się przesadnie poetycka i zbyt patetyczna. Przede wszystkim język jakim posługiwał się Gebneh jest według mnie zupełnie nieadekwatny do jego pozycji społecznej. Oczywiście mam świadomość, że Rafał Orkan określił tego mężczyznę jako oczytanego, ale jego wywody na temat ukochanej oraz opisy stosunku z nią kojarzą mi się z romansidłem i poezją. Zupełnie nie pasują mi do tego świata i tworzą zbyt duży kontrast i rozbieżność pomiędzy biednym mężczyzną, a górnolotnymi określeniami jakimi się posługuje.
Część Uciszyciel dotyczy losów rogatego Byhtry widniejącego na okładce, który po tym jak ktoś okrutnie zamordował jego przyjaciela, postanawia wymierzyć sprawiedliwość oprawcom bez względu na to kim są, a są naprawdę ważnymi istotami w Vakkerby. Kolejne części ukazują przeszłość Byhtry, jego rodowód, pochodzenie oraz przemiany jakie w nim następują. Pomimo tego, że zajmował się nieprzyjemnymi wymuszeniami i czarną robotą posiada honor, godność, wolę walki i dąży do sprawiedliwości.
Mocną stroną książki jest świat przedstawiony i kraina spływająca ludzkim tłuszczem używanym do napędzania machin. Cała kreacja przytłacza, dołuje, ukazuje mroczną wizję zatracenia się w technologii i pogoni za władzą. Liczne, rozbudowane opisy przybliżają poszczególne dzielnice miasta, nad którym wiecznie znajduje się smog. Dużym plusem jest język, jakim posługuje się autor, interesujące porównania, wyszukane słowa oraz zabawa stylem, który Rafał Orkan stara się dobrać odpowiednio do postaci płynnie przechodząc od języków zmienionych na potrzeby biedoty, jak i intelektualne rozważania mądrego mężczyzny, choć w tym konkretnym wypadku autor trochę przesadził.
Postaci, jakie poznałam dzięki przeczytaniu Głową w mur, w większości zdobyły moją sympatię i naprawdę ciężko było patrzyć, jak niektóre z nich giną, niekiedy z błahego powodu. Każda z nich kierowała się dobrymi emocjami, szczytnymi celami, poświęcała własne dobro, zdrowie, życie i komfort dla innych nie żądając za to absolutnie żadnej zapłaty. Narracja pierwszoosobowa pozwala poznać motywy kierujące poszczególnymi bohaterami, ich myśli, obawy i podejście do marnej pozycji społecznej oraz do zagrożeń jakie na nich czekają.
Orkanowi udało się zestawienie tak skrajnych zjawisk jak altruizm i świat nastawiony na własną korzyść, silny podział klas, niepodważalną władzę wyzyskującą mieszkańców miejsca, w którym ludzkie życie jest warte tyle co nic, a trupy służą do ogrzewania.
Dodatkowym urozmaiceniem Głową w mur są kazania z Placu Szalonych Proroków nawołujące do obalenia Zakonu Technomagów i Maszynowego Boga znajdujące się między rozdziałami. Starają się one pobudzić mieszkańców Vakkerby do walki o wolność i godne życie.
A czego najbardziej brakowało mi w książce? Ilustracji i jakiejś mapki przedstawiającej to przedziwne miejsce opisane przez Orkana. Stworzył on krainę tak odbiegającą od dotychczasowych, które miałam okazję poznać, tak inne, tak brutalne, brudne, zadymione i ponure, że aż trudno mi sobie je wyobrazić. Nie czytam zazwyczaj fantastyki mieszającej się z mechaniką, maszynami i innymi tworami, więc ilustracje pokazujące poszczególne dziwne stworzenia lub humanoidalne istoty dobrowolnie godzące się na łączenie ich ciał z maszynami, robakami i innymi niespotykanymi rzeczami, bardzo ułatwiłyby mi wizualizację mieszkańców Vakkerby.
Mimo dobrego zaplecza, kreatywnego, świeżego pomysłu i nietuzinkowym postaciom oraz ich poruszającym historii, czytanie nieco mi się dłużyło. Chyba nie odnajduję się w technomagicznym świecie przerażającym mnie nieskończoną ilością mutacji, dziwnych stworów i okrucieństwa. Tak jak wspomniałam powyżej - miałam nieco trudności z wizualizacją tego wszystkiego i chyba te trudności sprawiły, że ciężko było mi się to wszystko wczuć i zatracić. Troszkę nie moje klimaty.
Komu polecam Głową w mur?
- fanom fantastyki, w której występują elementy mechaniczne, maszyny, różnego rodzaju technologia,
- sympatykom narracji pierwszoosobowe,
- osobom lubiącym zbiory opowiadań,
- wszystkim zainteresowanym polską literaturą fantasy,
- miłośnikom interesujących porównań, wyszukanych słów i dobrego stylu pisania,
- lubującym się w romansach i pięknych historiach miłosnych polecam opowiadanie Miód z moich żył.