Moja znajomość z Metro 2033 rozpoczęła się kilka lat temu i trwa nadal. Związek ten pełen jest rozstań i powrotów, prób naprawienia relacji i zbudowania czegoś trwałego. Od miesięcy egzystujemy obok siebie i obiecujemy sobie, że już wkrótce spędzimy ze sobą kilka udanych wieczorów z dreszczykiem pełnych przygód i rozkoszy. Zmęczona ciągłymi obiecankami i pokaźnym, choć niewidzialnym, koszykiem gruszek z wierzby, postanowiłam raz na zawsze rozmówić się z moim literackim towarzyszem i zakończyć pokojowo nasz romans - przeczytałam te prawie sześćset stron i odetchnęłam z ulgą, gdy dobrnęłam do końca.
Prawda jest taka, że Metro 2033 to interesująca wizja ludzkich losów zamkniętych granicami rosyjskiego metra, niedobitków naszej rasy zmuszonych walczyć z mutantami oraz pogrążonych w wierze, że uda im się dożyć do momentu, gdy Ziemia pozbędzie się skutków promieniowania pozostałego po zrzuceniu licznych bomb atomowych. Problem jednak w tym, że obok tej interesującej części jest też wszystko to, co tak bardzo męczyło mnie podczas czytania - ogromna, dosłownie OGROMNA, ilość informacji, szczegółów, faktów z życia poszczególnych stacji metra, ustrojów na nich panujących, grup ludzi zamieszkujących tunele oraz walk jakie ze sobą toczą. To taki trochę podręcznik historii połączony ze zbiorem informacji regionalnych. Cała masa opisów, mnóstwo refleksji postaci książki na temat tego jak żyło im się wcześniej na powierzchni, jak widzą dalsze losy ludzi pod ziemią, skąd biorą się niewyjaśnione zjawiska w tunelach i dlaczego podróżując z jednej stacji na drugą można postradać zmysły lub nawet zginąć. I chociaż dużo się dzieje, jest akcja, wszystko się rozwija, to wydarzenia i cała dynamika zostaje zdominowana przez informacje, które wszystko hamują do tego stopnia, że wiele razy odpuściłam sobie czytanie tego tomiska. W dodatku to jedna z nielicznych książek, w których pomijałam niektóre fragmenty tekstu dosłownie zmęczona tym, że ciągną się, i ciągną, i nic to nie wnosi do akcji.
Podziwiam autora, że stworzył tak dokładny świat, który zresztą zyskał fanów na całym świecie, ale sama nie dołączę do tego grona i nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Łudzę się, że Metro 2033 tak bardzo obrasta w szczegóły, dlatego że jest to początek serii, a kolejne części nie przygniotą mnie wiedzą o postnuklearnych losach świata aż tak bardzo. Nie pogniewałabym się za większą ilość akcji, bo postaci występujące w książce były naprawdę różnorodne i interesujące - od Artema, którego celem było ocalenie stacji, przez ostatnich z inteligencji podróżników i jasnowidzów, aż od stalkerów poświęcających swoje życie, aby wyjść na skażoną promieniowaniem powierzchnię i zdobyć potrzebne na dole rzeczy.
Doceniam to, że oprócz opisu życia w moskiewskim metrze oraz niezliczonych pomysłów na ścieżki, jakie obrali ludzie, aby przetrwać, Dmitry Glukhovsky postanowił przenieść część akcji na powierzchnię. Co prawda jego wizja zmian, jakie zaszły w wyglądzie i zachowaniu ludzi, roślin i zwierząt, którym nie udało się uciec przed skażeniem, kojarzy mi się z nieco kiepskim horrorem z dawnych lat oraz słabej jakości s-f, ale chyba takie mutacje są możliwe. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadły mi wędrówki Artema po ciemnych tunelach i jego przygody, jakich doświadczył w drodze do Polis.
Metro 2033 polecam osobom, którym niestraszne są grube tomiska pełne opisów świata stworzonego przez autora oraz refleksji postaci na temat życia, świata, śmierci, egzystencji oraz dalszych losów ludzkości. Po książkę tę powinni również sięgnąć zainteresowani wizją świata po apokalipsie, tego, jak potoczyłoby się życie ludzi po zrzuceniu na ziemię bomb, motywem wędrówki oraz misją mającą ocalić ludzkość spoczywającą na barkach jednego bohatera (zresztą bardzo sympatycznego).
A na koniec zdradzę Wam jeszcze, że mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie nam żyć w takim świecie, jaki opisał Glukhovsky. To naprawdę przykra, czarna i...prawdopodobna wizja naszych dalszych losów. I niezmiernie cieszę się, że cała ta historia już za mną. Niby była ciekawa, miejscami bardzo porywająca, ale wiele fragmentów po prostu ostudzało mój zapał do czytania i zagłębiania się w fabułę do zera...