Języki regionalne istnieją, nawet jeśli nie wszyscy chcą o tym pamiętać. Najgorętszą dyskusję wywołuje język śląski, jednak mamy w Polsce również inne lokalne gwary, które niestety zamierają. Joanna Wilengowska w utworze Król Warmii i Saturna zachowała strzępy języka Warmiaków i pokazała tę nieliczną społeczność wraz z jej dramatyczną historią.
Król Warmii i Saturna jest kameralną, rodzinną opowieścią, która w pewnym stopniu symbolizuje losy całej społeczności. Nie ma w niej typowej fabuły. Tytułowym królem jest ojciec autorki, którego życie ściśle jest związane z regionem, w którym mieszka. Jedenaste piętro olsztyńskiego wieżowca jest obecnie jego miejscem, choć korzeniami sięga do pobliskiej wsi – Stawigudy. Przedstawiona w książce historia składa się z coraz mniej szczegółowych wspomnień i skrawków codzienności starszego mężczyzny, przedstawionych głosem jego córki. Skupia się na zanikającej tożsamości Warmiaków, która w okrutny sposób została rozmyta i zniszczona w czasach końca II wojny światowej i pierwszych latach powojennych.
Warmia i Mazury, dwa ściśle związane ze sobą regiony, mają dramatyczną historię. W latach międzywojennych i powojennych przynależność narodowa zamieszkującej tam ludności była trudna do określenia. Tereny te stały się polem nie tyle walki, co okrucieństwa wobec cywilów, których uważano za Niemców lub za Polaków, a jedno i drugie było dobrym powodem, by palić, grabić, gwałcić i zabijać. Wkroczenie wojsk sowieckich na tereny Warmii stanowi największą traumę dla lokalnej ludności, a jednocześnie najbardziej zapomnianą krzywdę.
Czym jest książka Król Warmii i Saturna? To przede wszystkim osobista historia rodzinna, w której autorka opowiedziała o swoim ojcu, jednym z ostatnich Warmiaków. Częściowo użyła do tego języka gwarowego, który jest zrozumiały. Gdyby jednak sprawiał problemy, na końcu książki zamieszczono słowniczek. Odbieram tę książkę jako próbę zwrócenia uwagi na lekceważone epizody z historii naszego kraju, na traumę, która wciąż rezonuje we współczesnym świecie. Z doświadczonego cierpienia biorą się uprzedzenia wobec wszystkich wschodnich narodowości i nic nie jest w stanie ich usunąć.
Choć książka liczy niecałe 170 stron, to nie jest szybką i łatwą lekturą. Jest to proza gęsta, choć z założenia prosta. Autorka w opisie drobnych czynności i krótkich rozmów z ojcem pokazała historię regionu, której społeczeństwo polskie nie jest świadome. Mimo wszystko autorce udało się przemycić w treści odrobinę subtelnego humoru i masę czułości. Dramatyczne wspomnienia przeplata tymi radosnymi i szczęśliwymi.
Chciałabym, żeby Król Warmii i Saturna stał się książką powszechnie znaną w całej Polsce, nie tylko regionalnym zjawiskiem. Z pewnością zasługuje na szczególną uwagę tych, którzy lubią odkrywać nieznane historie małych ojczyzn. Wilengowska przerywa milczenie pokrzywdzonych, co uważam za największą wartość jej powieści.