Malutka miejscowość Undredal to miejsce, w którym życie płynie monotonnym i jednostajnym rytmem. Wszystko zmienia się gdy zostaje odnalezione ciało młodej kobiety. Jeden znak pozostawiony na ofierze, jest łudząco podobny do znaku, który odkryto na ciele ofiary sprzed czterdziestu lat. Czyżby pojawił się naśladowca, a może ofiary były w jakiś sposób połączone?
Do akcji wkracza komisarz Andreas Björn- czterdziestolatek, który ma mnóstwo problemów w życiu prywatnym i nie potrafi oddzielić go od życia zawodowego.
Rozpoczyna się żmudne i trudne śledztwo, a na jaw wychodzą wstrząsające fakty... Dotyczą one zarówno ofiary jak i samego policjanta... Niestety nic nie jest tak oczywiste, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka, a morderca nadal zostaje nieuchwytny, a podejrzanych o brutalne morderstwo z każdym krokiem przybywa...
Mówi się, że morderca zawsze wraca na miejsce zbrodni... może w tym przypadku jest podobnie,
Ostatnio mam szczęście, że trafiam na naprawdę bardzo dobre książki. Dziś do tego grona dołączyło "Miasteczko głodnych dusz"- jest to kryminał, który porywa od pierwszych stron, wciąga i od początku zaskakuje.
Autorka doskonale buduje napięcie, podrzuca nowe tropy, które odkrywają głęboko ukryte tajemnice ludzi zamieszkujących Undredal- na pierwszy rzut oka, niemające nic wspólnego z główną osią powieści, miesza i intryguje, nie pozwala na odłożenie książki aż do końca.
Zbudowana podczas lektury pewność kto jest zabójcą, sypie się niczym domek z kart- co najmniej kilka razy. Zakończenie jest tak nieoczywiste a motyw irracjonalny, że wbija po prostu w fotel i zostawia czytelnika z niezłą sieczką w mózgu...
Autorka zwraca uwagę tą powieścią na to jak ważna jest rozmowa z drugim człowiekiem, bo wydaje się nam, że znamy się z kimś jak przysłowiowe łyse konie, a tak naprawdę nic o tej drugiej stronie nie wiemy, albo wiemy i widzimy tylko to, co dana osoba chce nam pokazać.
Autorka pisze o uzależnieniu, o dramatach, do którego ono prowadzi, nie boi się tak trudnych tematów jak handel żywym towarem czy zaburzenia psychiczne. Zmusza czytelnika do zastanowienia się nad tym czy podobne dramaty nie dzieją się gdzieś obok nas, w bliskim otoczeniu...
Barwne opisy i metafory pozwalają poczuć specyficzny klimat całej Skandynawii. Wzmianki o wikingach i ich wierzeniach tylko podkręcają atmosferę- momentami czułam przebiegające po ciele ciarki, czytając o ich przeszłości.
Bohaterowie są dopracowani w najdrobniejszym szczególe, przepełnieni emocjami. Łatwo jest się z nimi utożsamić i zrozumieć dylematy i motywy, które nimi kierują- choć tutaj muszę napisać, że już dawno żadna postać nie wkurzała mnie tak bardzo jak Andreas Björn.
(Gdyby kiedyś ta powieść została zekranizowana, aktor grający Andreasa powinien dostać Oscara- bo tak skomplikowanej postaci dawno nie widziałam!).
Akcja dzieje się dość miarowo, ale potrafi zaskoczyć i przyśpieszyć w najmniej oczekiwanym momencie.
Drugie spotkanie z twórczością p. Kariny tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że o tej dziewczynie będzie jeszcze naprawdę głośno!
Uwielbiam styl pani Kariny, teraz uwielbiam również styl Thora Larsena.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Obowiązkowa lektura dla fanów kryminału jak i całej Skandynawii- obok tej książki nikt nie powinien przejść obojętnie. Genialna!
POLECAM...