Czy wspominałam już, że uwielbiam Cassandrę Clare? To autorka, która podbiła moje serce swoim swobodnym stylem i niebywałą wyobraźnią. Aż trudno uwierzyć, że zwyczajna mieszkanka Nowego Jorku, pracująca jako redaktor magazynu, potrafi wymyślić tak nadzwyczajne historie i jeszcze niezwykle barwnie przelać je na papier. Aktualnie przeżywam fascynację serią Dary Anioła i jestem świeżo po lekturze „Miasta szkła”. W początkowym zamyśle miało być ono zwieńczeniem trylogii, jednak autorka, ku radości czytelników, postanowiła przedłużyć przygody Clary o kolejne trzy tomy. Mnie również niesamowicie cieszy ten fakt i już nie mogę doczekać się, kiedy znów odwiedzę świat Nocnych Łowców! A tymczasem zapraszam serdecznie do poznania moich wrażeń po przeczytaniu trzeciego tomu.
Pewnego dnia, odwiedzając matkę w szpitalu, Clary dowiaduje się jak uzyskać antidotum i wybudzić Jocelyn ze śpiączki. Jedynym, co musi zrobić, jest podróż do Idrisu i odnalezienie czarownika imieniem Ragnor Fell. Dziewczyna przekazuje wiadomość zaprzyjaźnionym Nocnym Łowcom i mają wspólnie wybrać się do Alicante. Jace jednak nie zgadza się na to, by Clary wyjechała z nimi, ale ma ku temu dość solidny powód. Otóż Valentine posiada już dwa z trzech Darów Anioła i staje się coraz potężniejszy. Poszukuje ostatniego przedmiotu, który sprawi, że zyska całkowita dominację nad Clave i wreszcie będzie mógł oczyścić rasę Nocnych Łowców. By pokazać swoją dotychczasową przewagę, wypowiada im wojnę, mając za sobą całe zastępy Wyklętych. Jak ostatecznie zakończy się rozgrywka między dobrem, a złem?
Akcja „Miasta szkła” prawie w całości rozgrywa się w Idrisie, czyli krainie zamieszkanej wyłącznie przez Nocnych Łowców. Mamy okazję poznać Alicante, które jest siedzibą Clave oraz sąsiednie tereny miasta. Wszystkie te miejsca są przepięknie przedstawione! Rozległe pasy zieleni, gór, rwące rzeki, lśniące lustro jeziora Lyn i magiczne miasteczko, które przywodzi na myśl uniwersa z najpiękniejszych baśni. Tutaj po raz kolejny możemy zaobserwować niepodważalną umiejętność Cassandry w kreowaniu niezwykłej rzeczywistości. Choć nie ma tutaj szczegółowych opisów i charakterystyki miejsc, wszystko krystalizuje się w wyobraźni czytelnika w jeden, spójny obraz. A wędrowanie uliczkami Idrisu jest wspaniałym przeżyciem! Szczególnie, że na kartach książki, rozgrywają się naprawdę emocjonujące zdarzenia.
„Miasto szkła” cechuje przede wszystkim bardzo dynamiczna akcja oraz mnogość intryg i tajemnic, których większość zostaje odkryta dopiero w finale powieści. Po drodze spotykamy jednak małe retrospekcje, wspomnienia, fragmenty, które w jakimś stopniu pomagają nam odpowiednio zinterpretować całą historię. Poznajemy nowych bohaterów, jeszcze bardziej przywiązujemy się do starszych i z zapamiętaniem odkrywamy ich prawdziwe charaktery. Autorka nie raz potrafi zaskoczyć i utwierdza czytelnika w przekonaniu, że z pewnością nie pokazała jeszcze wszystkiego. W każdym momencie może wyciągnąć z rękawa kolejnego asa i przedstawić postać, czy zdarzenie z zupełnie nowej perspektywy. Niesamowicie miesza i oszukuje czytelnika, ale właśnie to trzyma go w napięciu do końca - świadomość, że po tych wszystkich twistach, kiedy to całą noc kontemplował kto jest dobry, a kto zły, wreszcie odkryje prawdę i przekona się, czy myślał prawidłowo.
Sądziłam, że nie jest to możliwe, ale „Miasto szkła” podobało mi się jeszcze bardziej niż dwa poprzednie tomy! Łączy w sobie najmocniejsze strony „Miasta kości” i „Miasta popiołów” - jest genialna pod względem emocjonalnym i pod względem kreacji bohaterów, ale równocześnie jest pełna nieustającej akcji, szybkiego tempa i mnóstwa intryg, które czytelnik śledzi z zapartym tchem. Jak dla mnie, byłoby to piękne ukoronowanie świetnej trylogii, aczkolwiek cieszę się, że autorka zdecydowała się poświęcić bohaterom jeszcze kolejne trzy książki. Mam jedynie nadzieję, że nie będzie to zwykłe lanie wody, ale spora dawka dobrej akcji. Cóż, niebawem się o tym przekonam, a Was zachęcam gorąco do rozpoczęcia własnej przygody z tą serią.