Z serią książek Cassandry Clare - osławionymi "Darami Anioła" - zapoznałam się ładnych parę lat temu, zanim wpadłam na pomysł, by założyć bloga i usystematyzować swoją wiedzę o książkach, które przeczytałam. Była to moja pierwsza styczność z aniołami i Nefilimami i muszę przyznać, że zapamiętałam tę serię - wówczas jeszcze trylogię - jako coś przyjemnego, wartego świeczki i wciągającego od pierwszej do ostatniej strony.
Autorka "Darów Anioła" urodziła się w Teheranie, ale jej ulubionym miastem jest Nowy Jork. To on był inspiracją dla "Miasta kości" - pierwszej części serii o przygodach Clary Fray. Tak naprawdę autorka nazywa się Judith A. Rumelt, a Cassandra Clare to jej pseudonim artystyczny. Charakterystyczne jest dla niej pisanie książek w restauracjach, ponieważ nie jest fanką tworzenia w domu. Podobnie było z J.K. Rowling i jej serią o przygodach Harry'ego Pottera, więc może faktycznie coś w tym jest?
„- Miłość nie jest moralna czy niemoralna - oświadczyła Clary. - Po prostu jest.”
Odnoszę wrażenie, że na tym cytacie opiera się cała fabuła. Po wydarzeniach związanych z rytuałem Lilith Sebastian porywa Jace'a i wiąże jego duszę ze swoją, podporządkowując go sobie i sprawiając, że wierzy w każde jego słowo. Clave rezygnuje z próby ratowania chłopaka i oświadcza, że Jace zostanie zabity, jeśli będzie to jedyny sposób na powstrzymanie Sebastiana. Clary, Simon, Isabelle i Alec nie mogą na to pozwolić i decydują się na własną rękę prowadzić intensywne poszukiwania. Clary jest wręcz zdesperowana, by odzyskać swoją miłość i wkrótce wpada na szalony pomysł, który pozwala jej infiltrować działania Sebastiana i mieć oko na Jace'a, podczas gdy jej przyjaciele szukają sposobu na oddzielenie go od Morgensterna.
Romantyczna miłość Clary oraz miłość bratersko-siostrzana Izzie i Aleca napędzają poszukiwania Jace'a, a co za tym idzie - całą fabułę. Cassandra Clare próbuje nam przekazać, że są różne oblicza miłości, a każde z nich zasługuje na poświęcenie. Nieważne, czy kocha się kogoś przeklętego, czy nieśmiertelnego. Miłość po prostu jest - i są to piękne słowa, które warto zapamiętać. Autorka w prosty sposób pokazuje, że warto walczyć o miłość, a działania Clary są tego dowodem. Jestem przekonana, że ta mądra, odważna dziewczyna poszłaby za nim nawet do Piekła. Poza tym niewiele osób byłoby w stanie podjąć podobną decyzję, co ona w finałowych scenach tego tomu. Jeśli chcecie się przekonać, na co zdecydowała się Clary, aby tylko ocalić duszę Jace'a, koniecznie sięgnijcie po najnowszą powieść Cassandry Clare.
"Miasto zagubionych dusz" pokazało zmiany, jakie nastąpiły w bohaterach. Ci młodsi dorośli, ich zachowanie zaczęło nosić znamiona dojrzałości. Starsi z kolei spojrzeli na pewne sprawy z innej perspektywy. Zobaczyli, że Prawo nie działa w każdym przypadku, nie zawsze jest sprawiedliwe. Zmiany te widoczne są na pierwszy rzut oka, a najbardziej widać to w postaci Isabelle, która wreszcie zaczęła okazywać więcej uczuć, nie tracąc przy tym swojego hartu ducha. Związek Aleca i Magnusa doszedł do takiego etapu, w którym pewne decyzje i działania nie dają możliwości wycofania się, co doprowadza ich do sytuacji podbramkowej. Simon uczy się tego, by nie uważać siebie za zło wcielone, a jednocześnie jak zwykle staje na wysokości zadania, ponieważ jest dla wszystkich podporą, a także najbardziej uczynną osobą, jaką widziałam w tej książce. Jordan i Maia odkrywają w sobie miłość i starają się za wszelką cenę ją zachować. Wszystkie te historie pokazują zmiany, jakie nastąpiły od momentu, kiedy Clary spotkała Jace'a w "Pandemonium". Nawet u Sebastiana ujawniają się ludzkie cechy. Mamy też w końcu możliwość poznania jego przeszłości, a także planu, jaki chce zrealizować.
Wszystko to jest arcyciekawe i megawciągające. Po specyficznej "Smoczej drodze" była to dla mnie czysta przyjemność, gdy po długim dniu w pracy wracałam do domu i sięgałam po ten tytuł. Miałam sporą przerwę między tym tomem a poprzednimi, lecz nie sprawiło mi to kłopotu ze zrozumieniem fabuły. Autorce udało się mnie ponownie zaciekawić i tak poprowadzić fabułę, aby nieustannie odczuwało się rosnące napięcie z punktem kulminacyjnym w postaci ostatniego rozdziału tuż przed epilogiem. Cieszę się również, że język powieści pozostał bez zmian - lekki, przyjemny, momentami zabawny, a momentami wzruszający. Takie książki lubię najbardziej, bo mogę się przy nich odprężyć i przy okazji przeczytać coś ciekawego.
Wiem, że wielu z Was wspominało o elementach wspólnych z drugą serią Cassandry Clare, lecz ja jeszcze nie miałam możliwości jej przeczytania, dlatego nie potrafię Wam tych elementów przytoczyć. Mimo to uznałam, że warto Was o tym poinformować, bo na pewno wśród moich Czytelników znajdą się osoby, które mają za sobą lekturę drugiej serii tej autorki. Chętnie posłucham, na jakie rzeczy bądź sytuacje powinnam w "Mieście zagubionych dusz" zwrócić baczniejszą uwagę przed lekturą serii "Piekielne maszyny".
Lektura "Miasta zagubionych dusz" powinna się spodobać wszystkim fanom Cassandry Clare i jej bestsellerowych "Darów Anioła". Najnowsza powieść o przygodach Clary i jej przyjaciół nie posiada większych wad, choć z pewnością znajdziecie w niej coś, co nie przypadnie Wam do gustu. Niektórzy mogą uznać, że z Izzie zrobiły się ciepłe kluchy - ja powiem, że raczej stała się bardziej ludzka. Niektórzy mogą uznać, że postać Jace'a uległa deprecjacji - a ja powiem, że był to celowy zabieg autorki, dzięki któremu historia nabrała rumieńców, a on sam stał mi się jeszcze bliższy niż dotychczas. Myślę jednak, że większości z Was książka się spodoba, równie mocno, co mi, a może nawet bardziej. Polecam.
Ocena: 5/6