Córka Strażnika Ognia recenzja

Osiemnastoletnia Daunis Fontaine, pół-Amerykanka, pół-Odżibwejka, poprzez splot nieciekawych wydarzeń i bycie świadkiem morderstwa swojej najlepszej przyjaciółki, trafia w środek śledztwa prowadzonego przez FBI, dotyczącego nowego, śmiertelnego narkotyku. Chociaż ma wiele wątpliwości to zgadza się zostać tajna agentką, ponieważ chce sprawiedliwości, zemsty i prawdy. Wykorzystując medycynę ludową próbuje pomóc w odkryciu źródła nieznanej, nowej substancji dodawanej do narkotyków, które zbierają swoje śmiertelne żniwo.
Do lektury zachęciła mnie nietypowa okładka i intrygujący opis, jednak "Córka Strażnika Ognia" była książką zupełnie inną, niż się tego spodziewałam.
Historia rozgrywająca się we współczesnej Ameryce, gdzie królują narkotyki, gangi i wspólnoty rdzennych mniejszości etnicznych była dla mnie podróżą w nieznane. Nigdy wcześniej nie czytałam takiej historii i chociaż nie są to moje klimaty, całość wywarła na mnie ogromne wrażenie. Zadziwiające jest to, jak odmienne problemy mają młodzi ludzie mieszkający w różnych częściach świata. Narkotyki, gangi i morderstwa to nie jest coś, o czym lubię czytać, jednak Angeline Boulley stworzyła taka opowieść, która zaciekawiła mnie ogromnie, zwłaszcza opisem elementów, wierzeń i rytuałów typowych dla indiańskiego plemienia Odżibwejów, z którego sama pochodzi.

Po literaturę młodzieżową sięgam często, ale nie spotkałam się jeszcze z historią, której myślą przewodnią jest życie współczesnych rdzennych mieszkańców USA, co jest największym plusem tej książki. "Córka Strażnika Ognia" to jak pisze na zakończenie sama autorka "(...) historia o tożsamości plemiennej, żałobie po stracie bliskiej osoby, oraz o pomszczeniu krzywd... A także o miłości, szczęściu, przyjaźni, nadziei oraz sile i pięknie plemienia Odżibwejów." Poprzez kreację silnej, głównej bohaterki autorka ukazuje wiele ważnych kwestii, takich jak dyskryminacja, podziały, przemoc, żałoba, choroby, uzależnienia, nielegalne działalności i problemy współczesnych nastolatków.