Dawno nie sprawdzałam, co dzieje się we Fjällbacce ale po kilku letniej przerwie postanowiłam wrócić i nadrobić tomy. ,,Pogromca lwów" to też, mój dopiero drugi kryminał, jaki czytam w tym roku i moje pierwsze wrażenie było, że ponownie trafiam na ten sam motyw co we wcześniej czytanych ,,Rodzanicach". Cóż, trudno uciec od takich skojarzeń gdy w obu przypadkach mamy do czynienia z małymi miejscowościami skutki zimą i zbrodnią, której ofiarą jest nastolatka, która wcześniej zaginęła. Jednak to tylko pierwsze wrażenia bo potem jednak kierunek akcji jest zupełnie inny, no i lokalny koloryt też dużo wnosi.
Patrick i jego współpracownicy muszą zająć się sprawą Victorii. Nastolatka zaginęła kilka tygodni wcześniej i właśnie się odnalazła. Wyszła właściwie znikąd wprost pod nadjeżdżający samochód. Jednak to nie odrażenia jakich doznała w trakcie wypadku będą przyczyną jej zgonu. Ktoś już wcześniej się nad nią znęcał i brutalnie ją okaleczył. Nie jest ona jedyną zaginioną nastolatką. Posterunek we Fjällbacce będzie musiał podjąć współpracę z innymi w całej Szwecji aby znaleźć ślady, które mogłyby pomóc pozostałe zaginione dziewczęta. Równocześnie Erica zaczęła pracę na nową książką opisującą zbrodnię z przed lat. Jej rozmówczyni od kilku lat przebywa w wiezieniu za zabicie męża. Tylko, że tak właściwie nie chce mówić o tym co się stało. A sprawa jest dużo bardziej skomplikowana i sięgająca do współczesności.
,,Pogromca lwów" to powrót do stylu, do jakiego przyzwyczaiła nas Camilla Läckberg. Trudne, skomplikowane, wyniszczające psychicznie śledztwo łagodzone jest przez absurdy codzienności. Nadal mamy gapowatego Mellberga, wścibską Erikę, która trafi nie tam gdzie powinna, codziennie utarczki z dziećmi i teściową. Jednak nawet szara rzeczywistość nie jest do końca w stanie przykryć tego co stało się z Victorią i jak bardzo śledczy będą musieli się zaangażować by dotrzeć do prawdy, która nawet na koniec nie okaże się taka oczywista jak byśmy chcieli. ,,Pogromca lwów" to historia czystego zła, szaleństwa i okrucieństwa, które rozgrywa się przez wiele lat tuż obok i nikt nie ma odwagi powiedzieć dość. Dopiero zupełny przypadek doprowadzi do tego, że makabryczne wydarzenia wyjdą na wierzch. To też kolejny raz opowieść o rodzinach, które nie są takie jak je widzimy i chcielibyśmy wierzyć, że są. Zło wcale nie jest widoczne na pierwszy rzut okaz a pozory mylą i to bardzo.
Dziewiąty tom serii o Fjällbacce czytany po tak długiej przerwie był dla mnie idealnym powrotem. Cała sprawa kryminalna jest skomplikowana, wielowątkowa i sięgająca daleko w przeszłość. Ma spory ciężar emocjonalny ale autorka dwoi się i troi żeby nie przytłoczyć ani czytelnika, ani swoich bohaterów. Zachowuje odpowiedni poziom emocji aby skutecznie przykuć uwagę aż do samego finału, i nawet wtedy serwuje najbardziej zaskakujący zwrot. Mimo, że pewne poszlaki pojawiają się od początku, to jednak trzeba czekać do samego końca by dowiedzieć się co właściwie się stało a będzie to z pewnością dla wielu szokujące. Jednak trzeba też pamiętać, że seria ta jest przede wszystkim rozrywką i to serwuje na naprawdę niezłym poziomie. Polecam!