Reklamowanie tej pozycji jako połączenia Mulan i Project Runway jakoś do mnie nie przemawiało. Wiecie, niespecjalnie przepadam za tego rodzaju programami, i jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić w realiach zbliżonych do cesarskich Chin. Jednak zostało to tu pokazane całkiem zgrabnie i interesująco Cesarz poszukuje bowiem nowego krawca po śmierci poprzedniego. Aby wybór trafił na najlepszego w swoim fachu, z całego państwa zostają sprowadzeni znani krawcy, którzy mają wziąć udział w konkursie. Jednym z nich jest mistrz Tamarin. Problem polega na tym, że jest on złamanym życiem starcem, który od lat nie szyje, a całą pracę wykonuje za niego córka Maia. Niestety kobieta nie mogła pełnić takiej funkcji. Rodzina ma do wyboru, albo pogrąży się w hańbie za odmowę cesarzowi, albo głowa rodziny uda się w daleką podróż do pałacu, której pewnie, ze względu na stan zdrowia, nie przeżyje. W związku z tym Maia postanawia przebrać się za mężczyznę i udać się za ojca na konkurs. Wiele przy tym ryzykuje, bowiem za okłamanie cesarza grozi jej śmierć. I w tym momencie zaczyna się jej przygoda.
„Tkając świt” jest historią o spełnianiu marzeń, o dążeniu do celu mimo przeciwności losu. Jest też opowieścią o oddaniu rodzinie, o tęsknocie za nią oraz o poświęceniu dla dobra najbliższych. W trakcie czytania czuć melancholię, żal oraz tęsknotę za beztroskimi latami dzieciństwa. Maia jest bohaterką, którą się lubi i podziwia. Jest ona silną kobietą, która nie boi się swoich marzeń, chce ona wyjść poza schemat i udowodnić, że nie jest gorsza od mężczyzn. Kreacja Edana też jest dość udana, chociaż początkowe kreowanie go na tajemniczy, czarny charakter, ma dość przewidywalny finał. Powieść ma wyjątkowy klimat, a sam motyw konkursu ma drugie dno – pokazuje dysproporcje w traktowaniu kobiet i mężczyzn, oraz problem nie dopuszczania tych pierwszych do pewnych zawodów i funkcji.
Książka ta jednak pełna jest uproszczeń. Brakowało mi tutaj jakiegoś dokładniejszego opisu świata. Niby wędrujemy po nim z bohaterami, ale bez jakiś głębszych informacji, nie znamy jego historii, wielkości, ani sąsiadów. Podobnie jest z magią Nie wiemy właściwie skąd pochodzi, jakie ma właściwości i zasady. Bohaterka niby w nią nie wierzy, ale jak się pojawia, to też jakoś nie jest zdziwiona. Po prostu jak jest, to się ją stosuje. Co jest dziwne zważywszy na to, że świat okazuje się nią przepełniony. To samo tyczy się bogów, niby się do nich modli, ale się w nich do końca nie wierzy, ale jak się pojawią, to też nie budzi to jakoś szoku. Bohaterka nie jest nawet zdziwiona zadaniem wyjętym prosto z legendy, nie zadaje pytań, po prostu jedzie i szuka potrzebnych rzeczy. Wątek romansowy też jest dość przewidywalny Początkowo rozwija się powoli, aż nagle wybucha, i mamy kilka scen rodem z harlequina.
Mimo tych kilku wad książkę czyta się naprawdę dobrze. Kolejne zadania i przygody Mai wciągają czytelnika do tego stopnia, że ciężko się oderwać i strony same lecą do przodu. Czyta się szybko i przyjemnie. A zakończenie zostawia nas w takim momencie, że już nie mogę doczekać się kolejnego tomu.