Wreszcie wybrałem się na tek krótki lot, bo już od dłuższego czasu miałem na niego chrapkę. Więc jak tylko zobaczyłem go w dość rozsądnej cenie, natychmiast zakupiłem i zacząłem czytać.
EUGeniusz Dębski jak mało kto opanował sztukę posługiwania się złośliwą ironią. W tej sprawie trzeba mieć wyczucie, żeby nie przedobrzyć i Dębski je ma. Udowodnił to w serii o Yatesie i tu też mnie nie zawiódł. Kiedy trzeba dialogi nie pozbawione są ironii, a kiedy byłoby to nie na miejscu rozmowy są prowadzone na poważnie. Opisy postaci też raz ją zawierają, a kiedy byłaby zawadą i raczej powodowałaby wymuszony uśmiech, autor bez problemowo się jej pozbywa.
Człowiek ze swoim rozumkiem jest istotą ciągle dążącą do samozagłady w ten czy w inny sposób. Dębski tą idée fixe ludzkości przenosi w wyższe stany świadomości. Walczy się wszystkim co zdoła się wymyślić i to w znaczeniu dosłownym, ponieważ walka odbywa się w umysłach walczących ze sobą. Nasi to espy, nie wiem czemu tak, może autor lubi Hiszpanię, albo może chciał podkreślić, że w przyszłości Ameryka będzie hiszpańskojęzyczna ;)
A zaczęło się jak zwykle dość niewinnie, naukowcy zaczęli badać tą strefę i nagle ich telepata został zaatakowany, za pierwszym razem skończyło się tylko na strachu i wszyscy pomyśleli, że to może jakiś wypadek, ale drugi raz był tragiczny w skutkach. Stworzono więc jednostkę wojskową do walki na polu już nie chwały ale myśli. Nikt co prawda nie wie z kim walczy, tym bardziej o co toczy się ta wojna i czy to w ogóle jest wojna.
Same bitwy potraktowane są dość zdawkowo, uwaga autora jest skupiona na tych dziwnych „żołnierzach”, ich zachowaniach, uczuciach, interakcjach z otoczeniem i to nie tylko w jednostce ale jeszcze przed wstąpieniem do niej. Można ich polubić albo nie, ale czuć w nich życie, i tu dostrzegam pierwsze potknięcie Dębskiego w postaci przydzielonego do jednostki „prawdziwego” żołnierza. Został on potraktowany dość sztampowo, trep sztywno trzymający się regulaminu i z amputowanym w koszarach poczuciem humoru, a jak z dalszej treści się dowiemy także rozumu. Postać ta, na tle reszty uwiera jak kamyk w bucie, niby nie jest to groźne ale przy dłuższej drodze może zrobić krzywdę.
Nie mogę też dojść w jakim czasie dzieje się treść książki, bo tak dość ogólnikowo potraktowana sytuacja geopolityczna wskazuje na niedaleką przyszłość, zaś zachowania bohaterów wskazują na niedawną przeszłość. W purytańskich Stanach, osoba paląca przy niepalących, na dokładkę w miejscu pracy i to jeszcze przy osobie cierpiącej na wszelkiego typu alergie, to skończyłoby się procesem jak nic.
O ile początek jak i główna treść moim zdaniem jest bez zarzutu, to końcówka mnie nieco rozczarowała, jakaś taka niedopracowana. Nie ustrzegł się też nasz euro geniusz, moim zdaniem, kilku błędów, i to właśnie w końcówce. Walki odbywały się tylko w systemie jeden na jednego, nie można było połączyć sił, za wyjątkiem braci bliźniaków, którzy to umieli, i pod koniec udało się to jeszcze parze głównych postaci. Zaś wroga wszystkich osób obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami udaje się głównemu bohaterowi pokonać przy współpracy i to z wrogim espem. Uciekać z pola walki umiała tylko ukochana naszego bohaterskiego kapitana, ale nie umiała tej umiejętności przekazać innym członkom oddziału, zaś w ostatnich akapitach uciekają wszyscy przeciwnicy, jak i kiedy zdołali się tego nauczyć ? Na szczęście te michałki nie rażą zbyt mocno.
Dałbym tej książce mocne 6,5 jak będziesz miał okazje to przeczytaj :)