"Na twoją niekorzyść" premierę miała tydzień temu, a do mnie dotarła w paczce dzień wcześniej i mimo, że zaczęłam ją czytać od razu, żeby choć rozdział, czy dwa pochłonąć, to nie było najmniejszych szans, żebym w dniu premiery skończyła. Dlaczego? Po pierwsze to lekko ponad pięćset stron, a po drugie chciałam i jednocześnie wcale nie chciałam jej szybko przeczytać. Skąd takie odczucie? Czy jest aż tak dobra, czy aż tak zła?
Gillian McAllister to nie jest autorka, z którą mam pierwszy raz do czynienia, ale wiecie, że w pierwszy momencie, gdy zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, to pomyślałam, że napisy nie są w odcieniach żółtego lub pomarańczowego, jak do tej pory? Przez to jeszcze bardziej rzuca się w oczy, ale uważam, że to na plus dla osób, które stoją w księgarni przed całą masą książek i zastanawiają się czy tej autorki tę już czytali. O wiele łatwiej będzie w tym przypadku odpowiedzieć sobie na to pytanie!
No dobrze, ale o czym tym razem napisała McAllister? Tym razem poznajemy Izzy, kobietę, która staje przed problemem, z jakim chyba nikt nie chciałby mieć do czynienia. Jej ojca, po siedemnastu latach mają wypuścić z więzienia. Odsiedział wyrok za zamordowanie jej matki więc powiedziałoby się, że faktycznie ma prawo nie chcieć człowieka widzieć, ale z drugiej strony, dzięki niemu, pamięta swoje dzieciństwo jako wspaniałe i szczęśliwe. Żeby tego było mało, ten człowiek, przez którego lata temu stała się bohaterką wielkiej afery i została bez obojga rodziców, nagle chce się spotkać i, co ciekawe, obalić dowody świadczące o jego winie. A ta była taka oczywista... czy mężczyzna faktycznie chce się oczyścić z zarzutów mu stawianych i czy mówi prawdę? A może znalazł opcję na przyciągniecie córki w sidła?
W tym thrillerze psychologicznym śledzimy głównie Izzy, która była szczęśliwym dzieckiem, a wkraczając w dorosłość została wręcz sierotą, której pomogli dziadkowie, ale cóż oni mogli na kręcącą się wokół niej aferę? Została bez matki, po której postanowiła prowadzić restaurację, ale też bez ojca, który był jej wsparciem. Gdy już unormowała w miarę swoje życie, jest szczęśliwą mężatką, koszmar zdaje się wracać. Masa pytań, mało odpowiedzi i dylematy, z którymi żaden człowiek nie chciałby się mierzyć, a jej, niestety, przyszło rozważać czy ojciec mówi prawdę i czy faktycznie chce go w swoim życiu.
I ta kobieta postanawia sama rozwikłać zagadkę, wręcz przeprowadzić śledztwo na włąsną rękę, a co za tym idzie, zagłębić się w paskudne wspomnienia, posypać solą rany, które dawno powinny się zabliźnić. A co z ojcem? Co jeśli faktycznie siedział za niewinność, a dowody wskazujące na jego winę nimi nie były?
Fantastyczny thriller choć do psychologicznego, takiego prawdziwego, jednak mu nieco brakuje, bo kurczę, bohaterowie są zwyczajnie nudni, zwyczajni i przewidywalni na wskroś. Autorka miota emocjami czytelnika i pokazuje jak szybko z życia idealnego można stać się samotną, zahukaną osobą, ale to właśnie nie relacje między córką i ojcem, a cała otoczka według mnie grała pierwsze skrzypce. Nie poczułam bohaterów, nie weszłam w ich umysły, a tego oczekiwałam. Czułam się jak by mi ktoś opowiadał o obcych ludziach i nie poruszyło mnie to w najmniejszym stopniu. Zostawiając tę historię za sobą, nie było mi szkoda, że to już koniec.
Zatem, to dobra opowieść o ludzkich dylematach, o prawdzie i kłamstwu, o miłości i jej braku, ale ciężko się w nią wczuć. Poprzednie książki autorki były o wiele mocniejsze, a tutaj, jak by ona sama tego dramatu i lawiny emocji nie czuła podczas pisania.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.