Życie, starość i śmierć kobiety z ludu recenzja

Nasze życie, starość i śmierć

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Meszuge ·3 minuty
2024-12-22
1 komentarz
22 Polubienia
Didier Eribon, wybitny francuski pisarz, filozof, socjolog, wykładowca, napisał książkę tak smutną, tak pozbawioną nadziei, że lektura aż boli. Właściwie sam tytuł powinien stanowić ostrzeżenie. Za mało byłem przewidujący, żeby ostrzegł mnie.
Na mniej niż trzystu stronach zawarł całe życie swojej matki, a częściowo swoje i braci.

Zaczyna się, gdy wobec postępujących trudności z codziennym życiem, konieczne okazuje się umieszczenie starszej pani w domu opieki. Odpowiedniego miejsca dla niej szuka autor i jego bracia. Od razu trzeba dodać, że jeden z braci proponował matce, by zamieszkała z nim i jego rodziną, ale ta nie chciała.

Mój starszy brat, który mieszka z partnerką w Belgii, w okolicach Charleroi, zaproponował, by zamieszkała u nich. Nie chciała o tym słyszeć: w ich domu zawsze było pełno ludzi – synowie i córki partnerki mojego brata z dziećmi, także psy, a więc dużo hałasu, za dużo hałasu… Nie wytrzymałaby w takiej atmosferze. Zresztą była u nich wiele razy i zawsze powtarzała, że okolica wydaje się jej wyjątkowo smętna*.

Poszukiwania nie były łatwe. Matce miejsce musiało się podobać, a dla jej synów być dostępne finansowo. Musiały też być w ośrodku wolne miejsca. W końcu jednak się udaje.

Zamieszkać w domu opieki, znaczy nie tylko wejść w świat bardzo starych ludzi, często słabych i o ograniczonej sprawności fizycznej i umysłowej: to też początek przymusowej socjalizacji, przed czym niemal nie sposób się uchylić. Zostaliśmy wyrwani ze znanego nam świata, z naszego środowiska, z naszej codzienności, która pomimo wszystkich wynikających z wieku i choroby zmian ograniczających jej krąg i elementy składowe, tworzyła pewną ciągłość, jeżeli nie stałość*.

Schorowana staruszka umiera wkrótce po umieszczeniu jej w domu opieki, ale nie to jest ważne że umiera – wszyscy umierają. W swojej książce Didier Eribon opowiada o jej beznadziejnym życiu, od wczesnej młodości do końca. To życie jest koszmarne, a nie śmierć.

Zawsze mieszkaliśmy w blokach komunalnych. A kiedy byłem dzieckiem, pracownicy administracji raz w miesiącu składali wizyty na osiedlu, pobierając czynsz, a może również, już dobrze nie pamiętam, opłaty za gaz i elektryczność. Nieraz się zdarzało, że moja matka – bo zawsze to na kobiety spada obowiązek załatwiania tego rodzaju spraw – nie była w stanie zapłacić. Często brakowało nam pieniędzy i nie było łatwo mierzyć się z terminem płatności. „Ciągnęliśmy diabła za ogon”, brzmi piękne powiedzenie, którego używała i które odsyła jednak do mniej radosnych realiów. Gdy nadchodził feralny dzień, matka wypatrywała nadejścia kogoś z administracji czy zakładu energetycznego, a gdy widziała taką osobę na ulicy, zamykała się w swoim pokoju, uważając, żeby nie robić hałasu, i kazała nam mówić przez drzwi, kiedy ten ktoś zadzwoni: „Mamy nie ma w domu”. Scena mogła się powtarzać przez wiele dni z rzędu. I często powtarzała się miesiącami.

Była jeszcze bardzo młoda (piętnaście czy szesnaście lat), gdy jakaś pani, u której sprzątała, bardziej wrażliwa i szczodra od innych, opłaciła jej kurs stenografii i maszynopisania, by mogła zostać sekretarką. Było to dla niej nieopisane szczęście. „Miałam talent” – opowiadała mi. Ale administracja, lokująca młode dziewczyny, które w wieku czternastu lat opuszczały sierociniec, nie pozostawiała ich zbyt długo u jednego pracodawcy i szybko wysyłała je do innego. Musiała więc zrezygnować z zajęć. Nie została sekretarką. Pozostała sprzątaczką, potem pomocą domową*.

Jeszcze trochę później zaczęła pracować w fabryce, jako zwykła robotnica. Aż do emerytury, i po przejściu na nią też, regularnie jeździła wraz z mężem na wszystkie wycieczki organizowane dla robotników przez ich zakład pracy. Kiedy się pomyśli, że umiarkowanie atrakcyjne zakładowe wycieczki dla pracowników, miały by być sensem i celem życia…

Najbardziej paskudny moment podczas lektury to ten, w którym czytelnik zaczyna zdawać sobie sprawę, że pewne elementy jego własnego życia wyglądają podobnie. Może nie tylko drobne elementy…

Sięgasz po tę książkę na własne ryzyko.






---
*Didier Eribon, „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu”, przekład Jacek Giszczak, wydawnictwo Karakter, 2024, konwersja do formatów elektronicznych Małgorzata Widła.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2024-12-22
× 22 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Didier Eribon
8/10

Nowa, długo oczekiwana książka autora słynnego Powrotu do Reims to opowieść o losach jego matki, która pod koniec życia, jako osoba nie w pełni sprawna, trafiła do ośrodka opiekuńczego. Eribon pisze ...

Komentarze
@zanetagutowska1984
@zanetagutowska1984 · 7 miesięcy temu
zapisuję tytuł. Życie jest paskudne, bo sami sobie je takim tworzymy ;) patrząc na moich już starych znajomych widzę tych, którzy stworzyli sobie fajne i ciekawe życie na starośc pomimo beznadziejnego w młodości i widzę tych, których starość umęcza, ale sami tak wybierają / wybrali
× 1
@Meszuge
@Meszuge · 7 miesięcy temu
Na pewną część życia (w ogólnym tego słowa rozumieniu) mają wpływ także warunki zewnętrzne, przyczyny obiektywne. Tu chodzi o kobietę "z ludu" - jej syn, wykładowca akademicki, ma już zapewne inne życie.
× 1
@zanetagutowska1984
@zanetagutowska1984 · 7 miesięcy temu
każdy jednakże stwarza sobie życie. Z biedy trudno wyjść, ale jest to możliwe. Może zabrakło chęci. Nie oceniam. Każdy żyje jak chce i sam dokonuje wyborów. Bariery zewnętrzne mnie nie przekonują.
× 1
Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Życie, starość i śmierć kobiety z ludu
Didier Eribon
8/10
Nowa, długo oczekiwana książka autora słynnego Powrotu do Reims to opowieść o losach jego matki, która pod koniec życia, jako osoba nie w pełni sprawna, trafiła do ośrodka opiekuńczego. Eribon pisze ...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Pozostałe recenzje @Meszuge

Cafe Auschwitz
My i oni - dzisiaj

Wielbicieli i miłośników kilkudziesięciu, a może już kilkuset, wydanych w Polsce „auschwitzów”, od razu informuję, że to nie jest książka o okropnych okropieństwach i po...

Recenzja książki Cafe Auschwitz
Czerwony snajper. Wspomnienia z frontu wschodniego
Wielki bohater tamtych dni

Po lekturze książki „Niemiecki snajper na froncie wschodnim. Wspomnienia Josefa Allerbergera” Albrechta Wackera (@Link), kilka dni temu, przyszła kolej na tę samą wojnę,...

Recenzja książki Czerwony snajper. Wspomnienia z frontu wschodniego

Nowe recenzje

Echa nieodkupionych win
Echa nieodkupionych win
@ewus1703:

Zosia Miszczyk to młoda mama zmagająca się z trudną sytuacją finansową. Z bólem serca zostawia swoją małą córeczkę pod ...

Recenzja książki Echa nieodkupionych win
Warszawa to mój Nowy Jork
Książka, która długo boli
@ewus1703:

Młoda dziewczyna przenosi się do Warszawy z nadzieją na nowe życie. Wierzy, że u boku ukochanego zacznie wszystko od no...

Recenzja książki Warszawa to mój Nowy Jork
Signal
Bardzo udany debiut
@ewus1703:

Tego lata zdecydowanie stawiam na kryminały – to mój ulubiony gatunek, więc nie mogło ich zabraknąć również w mojej wak...

Recenzja książki Signal
© 2007 - 2025 nakanapie.pl