Rosja. Magiczna. Mroczna. Nieznana. Czyli po prostu doskonałe tło dla historii fantastycznych. Tym bardziej żałuję, że autorzy raczej nie decydują się wykorzystać ten potencjał. Na szczęście nie wszyscy. Jedną z osób, która podjęła wyzwanie i zaczerpnęła co nieco z „mistyki” tego kraju i stworzyła swój własny, unikalny kraj, jest amerykańska pisarka – Leigh Bardugo. Jej debiutancką powieść Cień i kość, która otwiera Trylogię Grisza. Polscy czytelnicy mogą ją poznać dzięki uprzejmości wydawnictwa Papierowy księżyc.
Ravka to już nie to samo państwo co kiedyś. Zżerana od środka nie tylko z powodu prowadzonych wojen, ale także mrocznej Fałdy Cienia, która dzieli ją na dwie części, piękna i mocarna niegdyś kraina zaczyna podupadać w ruinę. Nikt nie widzi nawet małej iskierki nadziei na poprawę. Do momentu kiedy pewna niepozorna dziewczyna odkrywa swój niebywały talent magiczny.
Alina Starkov, bo o niej mowa, nigdy nie przypuszczała, że może należeć do jednej z najbardziej elitarnych warstw klasowych społeczeństwa – Griszów. Wychowana w sierocińcu, za swoją jedyną rodzinę uważa najlepszego przyjaciela – Mala; w którym skrycie się podkochuje już od najmłodszych lat. To właśnie w momencie gdy stara się go uratować przed przerażającymi mieszkańcami Fałdy, ujawnia się jej moc. Tylko jaką cenę przyjdzie jej ponieść za tą wiedzę?
Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem talentu pisarskiego i wyobraźni Leigh Bardugo. To dzięki tym dwóm „elementom” powstała i ożyła na kartach powieści Ravka. Mimo szpecącej ją Fałdy Cienia, to niesamowita kraina pełna magii i mroku, które przeplatają się ze sobą tworząc niesamowity klimat. To właśnie on wciągnął mnie od samego początku i nie pozwolił odłożyć książki dopóki nie dobrnęłam do końca, a przyznam, że chwilami szło mi dość opornie, ale po kolei.
Fabuła i sam pomysł na nią, są interesujące i dość nowatorskie. Zachwyca również używanie całkowicie nowych nazw (np. Grisza, Cybeja), których z całą pewności nie spotkamy w innych książkach, więc nie można powiedzieć aby elementy użyte przez autorkę do tworzenia tej historii, były stare oraz do granic możliwości oklepane i wyeksploatowane. Także język zasługuje na pochwałę, ponieważ pomimo chwilami dziwnych oraz nieznanych słów, jest on bardzo prosty i plastyczny, więc nie ma najmniejszego problemu z jego zrozumieniem, a także wizualizacją wszystkiego co czytamy.
Zastanawiacie się więc pewnie co mi zgrzytało? Ano to, że pomimo tych wszystkich plusów, były chwile kiedy miałam wrażenie, iż nic nie trzyma się w niej „kupy”. Co poniektóre sytuacje i dialogi wydawały mi się sztuczne oraz wymuszone. Jak dla mnie kulała także akcja. Była ona ciut zbyt monotonna, a nawet jeżeli pojawiały się przebłyski szybkiego tempa to znikały równie szybko jak się pojawiły.
Jeżeli chodzi o bohaterów to… jakoś do tej pory nie bardzo wiem co mam o nich myśleć. Z jednej strony są naprawdę wyraziści, a z drugiej, nie ma w nich nic mogącego przyciągać uwagę, a także i przychylność czytelnika. Chociaż muszę powiedzieć, że do tej pory jestem zaintrygowana Darklingiem. Jest mroczny i pełen tajemnic, od samego początku kojarzył mi się z… Rasputinem. Sama nie wiem czemu, bo przecież dopiero pod koniec okazuje się jaki jest naprawdę.
Podsumowując. Cień i kość jeszcze przed swoją premierą (tak w ogóle to czy już ona nastąpiła?) zbierała bardzo pochlebne i zachwalające recenzje. To właśnie w oparciu o nie spodziewałam się czegoś ciut lepszego. Ale to nic, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Teraz bowiem, mogę mieć spokojną nadzieję na lepszą kontynuację. Innymi słowy mówiąc, nie muszę się zamartwiać, czy kolejny tom da radę utrzymać poziom. Jeżeli chodzi o to, czy polecam i zachęcam do czytania innych to każdy sam musi to rozważyć. Ja ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam.