Hope Devane zginęła na ślicznej uliczce, nieopodal uniwersytetu, pod wiązami, o jedną przecznicę zaledwie od swojego domu. Zadźgano ją nożem – kilka ran, ale pierwsze pchnięcie prosto w serce. Mogło to spowodować natychmiastowe zatrzymanie akcji serca, a więc i brak krzyków czy prób obrony. Drugi cios w podbrzusze, trzeci w plecy, w okolicę nerek.
Hope Devana była psycholożką, autorką wyjątkowo kontrowersyjnego poradnika „Wilki i owce”, który narobił jej mnóstwo wrogów wśród mężczyzn, bo podtytuł jej publikacji brzmiał: „Dlaczego mężczyźni krzywdzą kobiety i jak można tego uniknąć”.
Sprawę prowadzi detektyw Milo Sturgis, pederasta, a pomaga mu doktor Alex Delaware, stary przyjaciel. psycholog i oficjalny konsultant policji. Nowy porucznik przydzielił tę sprawę (trzy miesiące po popełnieniu zbrodni, gdy pierwszy zespół detektywów zupełnie nie dał sobie z nią rady) Sturgisowi, bo niewykluczone, że Hope Devane była lesbijką… skoro źle pisała o facetach, to musiała nią być. Typowe myślenie prymitywnego homofoba.
Wkrótce okazuje się, że identyczne zabójstwo miało już miejsce nieco wcześniej, w innym mieście. Też trzy ciosy nożem, w serce, krocze i plecy, ale ofiarą była prostytutka. Przypadek wydaje się mało prawdopodobny, ale jak powiązać pracującą na uniwersytecie psycholożkę ze zwykłą dziwką?
Intrygującym odkryciem okazała się Komisja Stosunków Interpersonalnych na uczelni. Utworzona z inicjatywy Hope Devane i pod jej przewodnictwem, zajmowała się szczuciem studentek przeciwko studentom. W związku ze skargą adwokata rodziny jednego ze studentów, nielegalną, jak się to wkrótce okazało, Komisję szybciutko rozwiązano, ale… kilka osób zostało przez nią wykorzystanych i skrzywdzonych.
Sturgis i Delavare odkryli, że Hope Devane otrzymywała spore kwoty od właściciela kliniki dla kobiet. Klinika zajmowała się rzekomo leczeniem bezpłodności, ale głównie jednak aborcjami, legalnymi i nie. Wkrótce pojawiły się też wątpliwości co do kwalifikacji zawodowych Cruvica, to jest właściciela szemranej kliniki. Pan okazał się tak bezczelny, że jako miejsce studiów i specjalizacji medycznych, podał rzeźnię swojego ojca, gangstera.
„Klinika” nie jest dreszczowcem (z ang. thriller), nie wywołuje u czytelnika dreszczu grozy lub emocji. Jest to powieść sensacyjna przypominająca kryminały dawnego typu. Popełniono zbrodnię, a detektyw, w tym przypadku dwóch, Sturgis i Delaware, mozolnie szukają śladów, powiązań, odpowiedzi na mnóstwo pytań i wątpliwości. Jeżdżą w związku z tą sprawą po całym okręgu Los Angeles i dalej, rozmawiają z dziesiątkami ludzi, tworzą kolejne koncepcje.
Niewykluczone, że tak właśnie, mozolnie, powoli i żmudnie, bez fajerwerków, mogłoby wyglądać rzeczywiste dochodzenie. Fabuła ciekawa, owszem, ale bez świetnego talentu pisarskiego Kellermana, powieść mogłaby się niektórym wydać nużąca. Natomiast ja warsztat pisarski autora cenię dość wysoko.