Meg Cabot jest autorką znaną przede wszystkim z serii „Pamiętniki Księżniczki”. Jako mała dziewczynka zaczytywałam się w niej i sprawiało mi to dość dużo przyjemności. Gdy na półce w bibliotece zauważyłam tytuł „Nienasyceni” z lekką niepewnością zabrałam go do domu. Tak naprawdę nie wiedziałam czego mam się spodziewać po autorce książek dla młodszych odbiorców. Po przeczytaniu jej, wciąż nie wiem co mam sądzić o tej lekturze. Chyba to właśnie stąd ten dłuższy wstęp. Pora przejść do konkretów, nieprawdaż?
Główną bohaterką jest Meena Harper, pozornie zwykła młoda kobieta, jednak skrywa pewną tajemnicę. Mianowicie po poznaniu osoby jest świadoma jak i kiedy spotka tego człowieka śmierć. Ten sekret znają tylko jej najbliżsi, a przynajmniej tak jej się wydaje.
Pewnego dnia podczas nocnego spaceru ze swoim psem, napada na nią kolonia nietoperzy. Przed nieszczęsnym końcem żywota chroni ją nieznajomy, którego w najbliższym czasie spotyka. Lucien, czyli chodzący ideał, od razu zaczyna żywić do Meeny gorące uczucia i to z wzajemnością. Niestety nie jest to prosta miłość, w końcu tak wiele ich dzieli. Na horyzoncie pojawia się kolejny mężczyzna.
Jak główna bohaterka poradzi sobie z rzeczywistością. W końcu wszyscy znajomi okazują się być postaciami prosto z horrorów.
„Nienasyceni” to powieść z niższej półki. Do tej pory przeczytałam wiele książek z identyczną fabułą. Oczywiście pewne drobiazgi się zmieniają, jakże by inaczej. Jednak Meg Cabot nie popisała się oryginalnością. To kolejna pozycja typu „łatwe do zapomnienia”. Minęło dopiero kilka dni odkąd skończyłam tę książkę, a już zapomniałam parę imion, czy szczegółów. Do języka nie mogę się przyczepić. Ogólnie czyta się łatwo, jednak ja nie potrafiłam wciągnąć się w „Nienasyconych”. Z początku kiepsko mi szło czytanie pojedynczych zdanek. Pierwsze dwadzieścia stron stało się dla mnie czystą udręką, jednak po jakimś czasie poszło z górki. Nareszcie coś zaczęło się dziać!
Bohaterowie są dość stereotypowi. Meena z tą swoją mocą kojarzyła mi się ze Snooki z „Czystej Krwi”. Lucien chodzący ideał z przykrą przeszłością, teraz stara się czynić dobro. Alaric – łowca, z początku wydawało mi się, że to typowy osiłek, chociaż to z całej książki właśnie on najbardziej przypadł mi do gustu. No i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o bracie Meeny. Mogłabym napisać, że brak mi na niego słów, ale nie. Po prostu muszę go skrytykować. Jon to najbardziej irytująca postać z jaką kiedykolwiek się spotkałam. Mężczyzna ma ponad 30 lat, a zachowuje się jak 12-latek. Czasem sypnął jakimś, nawet śmiesznym żarcikiem, jednak najczęściej psuł najlepsze momenty książki. Nadal nie potrafię zrozumieć co dobrego wprowadziła ta postać do „Nienasyconych”.
Czy ta powieść ma jakieś plusy? Jest taki jeden i to nawet spory. O dziwo „Nienasyceni” kończą się w niespodziewany sposób. Aż z początku chciałam sięgnąć po kolejną część i możliwe, że nawet to zrobię. Przemęczę się te następne kilkaset stron by dowiedzieć się co u Meeny.
Podsumowując, „Nienasyceni” to nic specjalnego. Jeśli nie szkoda wam czasu to proszę bardzo, bierzcie się za nią. Jeśli lubicie banalne historie o wampirach, to coś dla was. Jeśli nie znudził wam się mdły romans, sięgnijcie po „Nienasyconych”. Mimo wszystko nie polecam.
Ocena: 3/10