Najlepsza książka Marqueza wydana została ostatnio w formie ebooka, nie mogłem zatem odmówić sobie przyjemności ponownej lektury na czytniku. Gdy po raz pierwszy czytałem opowieść o mieście Macondo i rodzinie Buendíiów wiele lat temu, byłem zupełnie oszołomiony jej siłą, zmysłowością, baśniowością, teraz widzę to trochę inaczej, ale nadal chylę głowę przed kunsztem autora. Odczytuję tą wspaniałą powieść jako metaforę życia człowieka, rodziny czy kraju, jako niezrównaną mieszankę realizmu z baśniowością.
Już pierwsze zdanie urzeka: „Wiele lat później, stojąc naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pułkownik Aureliano Buendía miał przypomnieć sobie to dalekie popołudnie, kiedy ojciec zabrał go z sobą do obozu Cyganów, żeby mu pokazać lód.” Przy okazji: wielki ukłon należy się tłumaczkom: Kalinie Wojciechowskiej i Grażynie Grudzińskiej, które wspaniale oddały niezwykły, hipnotyczny styl Marqueza.
Ponieważ książka ma bardzo dużo wątków i postaci, napiszę tylko o tych, które mnie zauroczyły. Piękny jest portret seniora rodu, José Arcadio Buendíi seniora, człowieka nieco szalonego i romantycznego, który w innym czasie i miejscu zostałby wielkim odkrywcą albo uczonym.
Urzekająca i filozoficzna jest historia tracenia pamięci przez José Arcadio i naklejania karteczek na przedmioty i zwierzęta, aby wiedział z czym ma do czynienia. Głęboko wzrusza historia miłości Aureliano Buendíi do Remedios. Urzeka bajkowością opowieść o José Arcadio Buendíi juniorze, tym archetypicznym ideale męskości, ze swoją potęgą fizyczną i olbrzymią energią seksualną.
Warto zauważyć z jakim kunsztem Marquez zmienia style, czasami snując baśń, a czasami pełną szczegółów i strumienia świadomości prozę, na przykład gdy opisuje ostatni dzień życia pułkownika Aureliano Buendíi. Można smakować sobie cudowne zdania z książki, jak to, gdy jeden z rodu Buendíów (ale nie pułkownik Aureliano!) stojąc przed plutonem egzekucyjnym: „Myślał o swojej rodzinie bez wzruszenia, w surowym obrachunku z życiem, zaczynając rozumieć, jak bardzo w rzeczywistości kochał te osoby, których najbardziej nienawidził.”
Zawsze fascynowały mnie u Marqueza dwie silne postacie kobiece: Urszuli, pełnej ciepła i troski prawdziwej matrony rodu Buendíów. I Fernandy, zimnej, przestrzegającej sztywnych reguł i konwenansów, która gotowa była poświęcić życie własnego dziecka i wnuka po to tylko, żeby nie wytykano jej palcami.
Z drugiej strony mogę zrozumieć czytelników którym książka się nie podoba. Bo dla mnie 'Sto lat...' jest jak nowo spotkany człowiek, który jest tak silną osobowością, że albo zachwycamy się nim od razu, albo odrzucamy. Poza tym moja hipoteza jest taka, że trzeba Marqueza bardziej chłonąć sercem niż głową, a książka nikogo nie zostawia obojętnym.
Marzy mi się audiobook czytany przez wybitnego aktora, najlepszy byłby Krzysztof Globisz, ale niestety jest chory. Jest audiobook czytany przez Ksawerego Jasieńskiego ale jego monotnny styl interpretacyjny kompletnie nie oddaje szaleństwa prozy Marqueza.
To wielka literatura, która jeśli jeszcze nie jest klasyką, to wkrótce nią zostanie.