Każdy z nas ma inne spojrzenie na to czego oczekuje od literatury. Sięgając na ogół po książkę mamy nadzieję, że nas oczaruje, oderwie od szarej rzeczywistości, czegoś nauczy, pozwoli coś zrozumieć. Za nim ponownie zabrałem się za przeczytanie „STO LAT SAMOTNOŚCI” Gabriela Garcii Marqueza, zapoznałem się z kilkoma recenzjami i opiniami, które w przeważającej większości rozpływały się nad niezwykłością tej pozycji. Pomyślałem skuszę się, może teraz będzie lepiej i przebrnę.
Muszę przyznać, że kilka lat temu miałem już podejście do tej książki, ale z różnych powodów jej nie skończyłem i kontakt z tym dziełem miałem nieudany. Uznałem wówczas, że był to niewłaściwy moment na taką literaturę. Po latach, gdy dojrzałem czytelniczo, przynajmniej tak mi się wydaje, postanowiłem jeszcze raz przeczytać tę książkę by dostrzec jej piękno oraz poczuć realizm magiczny.
Za nim napiszę kilka słów o książce, chciałbym przeprosić fanów autora, wiem że każdy z nas oceniając daną książkę, kieruje się subiektywnymi czynnikami, a one są tak różne, jak my sami, więc pewnie mnie zrozumiecie. Wybaczcie, ale powieść mi się nie podobała, był to dla mnie czytelniczy koszmar, gniot jakich mało, sam się dziwię, że dotarłem do końca i nie wiem czemu to zrobiłem, co chciałem sobie udowodnić.
Uważam, że czas który poświęciłem na przeczytanie tej pozycji, za bezpowrotnie utracony, czułem się jak rozbitek dryfujący po morzu, ksi...